Gdybyście mięli przeczytać z mojego polecenia tylko jedną książkę, to sięgnijcie po "Orkan depresja". Ta książka jest tak denerwująco trudna i jednocześnie ważna, że trudno przejść obok niej obojętnie.
Borys Orkan jest zwykłym- niezwykłym nastolatkiem. Chodzi do szkoły, ma paczkę przyjaciół i przyjaciółkę, w której skrycie się kocha. Mieszka z mamą, uzależniony ojciec mieszka z inną kobietą i często dzwoni do Borysa. Z dnia na dzień, w odpowiedzi na różne sytuacje Borys czuje się coraz gorzej. Jest rozdrażniony, chronicznie zmęczony. Sam nie wie, skąd mu to przychodzi, ale dla swoich bliskich jest coraz bardziej odpychający. W jego głowie pojawia się Głos, który podpowiada mu, co wrednego może powiedzieć ludziom, na którym mu do niedawna zależało. Głos, który będzie próbował zmusić Borysa do okaleczenia, do samobójstwa.
Borys nie mógłby być bardziej prawdziwy. Depresja w dzisiejszych czasach, zwłaszcza wśród dorosłych, stała się bardzo popularna. Nie mam tu na myśli jednostki chorobowej, ale opowiadania, że "pokłóciłam się z facetem, mam depresję", "na moją depresję pomoże dzisiaj tylko wiadro lodów". Po pierwsze, pomijając to, że depresji jako choroby, nie dostaje się ot tak i z pewnością nie leczy się lodami, to chciałam o czymś innym. Obraz depresji, jaki posiadamy, to człowiek smutny, o obniżonym napędzie, cierpiący na bezsenność. Owszem, tak najczęściej chorują ludzie dorośli. Jednak u nastolatków depresja może przybierać zupełnie inne oblicze. Młody człowiek może opuścić się w nauce, zamiast bezsenności, przesypiać cały dzień, czy, podobnie jak Borys, przyjąć taką opryskliwą, odpychającą maskę. To nadal będzie depresja. Nauka, jaka w tej kwestii płynie z "Orkanu..." to z pewnością nauka czujności. Znaczna zmiana w zachowaniu adolescenta nie powinna uciec uwadze rodziców, czy najbliższych.
Kiedy czytałam rozdział na temat pobytu Borysa na oddziale psychiatrycznym, miałam przed oczami młodych ludzi, których spotkałam na praktykach, na oddziale psychiatrii młodzieży. I przede wszystkim słowa, które wtedy usłyszałam od ordynatora. Że oddział psychiatryczny jest dla tych dzieciaków najlepszym z najgorszych miejsc. Pozwala bowiem zaopiekować się chorym człowiekiem, ale jednocześnie to idealne miejsce do zawiązania znajomości, z podobnymi mu nastolatkami. Te znajomości, całe funkcjonowanie w szpitalu, może działać naprawdę dezadaptacyjnie. Borys poznał w szpitalu Miszę, w którego był wpatrzony jak w obraz. To Misza zachęcał go do samobójstwa, w swoim obsesyjnym kulcie śmierci. I chociaż Orkan chciał jak najszybciej wyjść ze szpitala, to coś się wtedy w nim zmieniło. Okaleczanie, albo myśli o samobójstwie, były mu od momentu wyjścia z oddziału, coraz bliższe.
Kolejnym bardzo ważnym aspektem, który porusza autorka w swojej książce, jest samobójstwo w najbliższym otoczeniu. Badania dowodzą, że wielokrotnie wzrasta ryzyko popełnienia samobójstwa, jeżeli w otoczeniu, ktoś zabił się w ten sposób. Sąsiad Borysa wyskoczył przez okno, pokazując bohaterowi w ten sposób, że jest to jakieś rozwiązanie? Tak, w każdym razie widział to Borys. I chociaż on o tym nie wiedział, nie wiedział też jego sąsiad, to samobójstwo Adama, o krok zbliżyło Borysa do jego własnej śmierci.
Ta książka jest jak wejście do świadomości nastolatka z depresją. Czytelnik wchodzi w sam środek okrutnego huraganu, który trawi świadomość głównego bohatera. Nie zdradzę, czy Borys wyjdzie z tego cało, z pewnością natomiast, czytelnik zostanie nieźle poturbowany. To książka, która porusza, wzbudza niepokój. Ale jednocześnie tak bardzo uwrażliwia na problemy młodych ludzi. Jeżeli wzbudziłaby czujność chociaż jednego rodzica, nastolatka, kogoś, kto ma w swoim otoczeniu takiego Borysa, to warto o niej trąbić. Ze swojej strony- naprawdę mocno polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz