poniedziałek, 30 kwietnia 2012

malowana niedziela




poniedziałek, 23 kwietnia 2012

spontaniczna blueberry


sobota, 21 kwietnia 2012

Milena




niedziela, 8 kwietnia 2012

siwe skronie

Zbyt może szybko zaczęłam układać swoją rzeczywistość w świat z dorosłości. Z dorosłego koszmaru rutyny. Chciałam poukładać tak, żeby wszystko było przyjemnym dążeniem do miękkich poranków, ciepłych popołudni. Okazuje się jednak, że nic się tak płynnie ułożyć nie daje. Tak jak ten tekst miał być o mężczyźnie, ale mężczyzna gdzieś po cichutku usiadł na marginesie, tak i rzeczywistość okazuje się ciągle zbyt szczeniacka, żeby dała się ułożyć.  Wydawało mi się, że można ułożyć wszystko tak, żeby codziennie rano świeciło słońce. I była wiosna. Świat budziłby się automatycznym szczękiem ekspresu do kawy,  potem powoli ciepłą parą i aromatyczną, cieniutką strużką płynu. Na kanapie zawsze leżałby pognieciony telewizyjny program. Kupowany wyłącznie z przyzwyczajenia. Popołudnia mijałyby w herbacianym kolorze zachodzącego słońca, z miękkim zapachem drożdżowego ciasta z jagodami. Od czasu do czasu jeden papieros z zabunkrowanej pod stertą papierów paczki, na balkonie, z widokiem na uciekające głowy pod parasolami. I wszystko podzielone. Na dwoje. Początkowo stresujące spotkania z rodzicami, małe odkrywanie przyzwyczajeń, zapachów przyjemnych i nieprzyjemnych, zegarka pod poduszką, ilości łyżeczek cukru w herbacie. Potem nic już nie byłoby zaskakujące. Wszystkie dni takie same. Żadnych Świąt, Wigilii, Wielkanocy, urodzin, imienin, wyjść. Obrzydliwa rutyna, koło porannej kawy, prywatnych zajęć, wieczornej herbaty i dwóch symetrycznie ułożonych poduszek. I spokojne oczekiwanie, codzienne szukanie, pojedynczych srebrnych włosów na ciemnych skroniach. Szczęśliwe poszukiwania oznak zbliżającego się popołudnia. Wszystko zostało już ułożone, wymyślone, teraz nawet zapisane. Okazuje się jednak, że troszkę tylko zbyt wcześnie.
I tak zostaję z jednym tylko spełnionym marzeniem, z wycelowanym we mnie wzrokiem oczu o wodnym, rybim błękicie i delikatnym, ale całkiem zaplanowanym muśnięciem pewnej, męskiej dłoni, troszkę może zestresowanej, ale nadal wieczornej, lekko pijanej i mimo całej powagi właściciela-szczeniackiej.
A i to nie wiem, czy mi się nie przyśniło.

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Cisza taka jak ta

więcej: http://www.facebook.com/media/set/?set=a.336836486364398.70642.165161760198539&type=1