sobota, 25 grudnia 2010

autoterapia

Fragment powrotu do nowelistyki, napisanego całkiem już dawno. W całości opublikować go niestety nie mogę. Ale chciałabym coś o nim usłyszeć. I zainteresowanemu pokażę całość. 
Ale chciałabym móc o Autoterapii podyskutować.  

Wzięła głęboki wdech i razem z wypuszczanym powietrzem wypuściła z siebie pierwsze słowa.
 "Jestem chora. Chora na umieranie. Do niedawna wydawało mi się, że żyję, że z każdym kolejnym dniem coś osiągam, idę do przodu. Że każdy kolejny dzień przybliliża mnie do bliżej nieokreślonego celu. Celu wędrówki. Takiego samego celu, do którego każdy z nas codziennie się przybliża. Codziennie bliżej. Na początku, kiedy byłam młoda, jak ty, przeskakiwałam kolejne dni, wyznaczając sobie coraz to nowe zadania, żeby nie myśleć o końcu, o zwieńczeniu życiowych starań. Osiągałam wszystko co chciałam i znowu byłam bliżej. Bliżej o jeden dzień, o miesiąc, o kolejne Święta, o kolejne urodziny, kolejną rozmowę, kolejną przeczytaną książkę. Dzisiaj mam czterdzieści siedem lat i w oddali wyraźnie widzę koniec. Widzę cel swojego życia. Widzę to, czego ty w swojej wędrówce nie możesz jeszcze zobaczyć. Ty ciągle układasz skomplikowane mapy, zmieniasz plany, entuzjastycznie skaczesz do przodu. Ja powoli schodzę z wielkiej góry. I widzę, że u jej stóp nic nie ma. To, do czego tak bardzo chciałam całe życie dojść, jest śmiertelną chorobą.

piątek, 24 grudnia 2010

kolęda w pojedynkę

w wielkim oczekiwaniu
w nadziejach
beznadziejach
na przyjemności
trochę tylko tandetne
na pierniczki
serduszka
prezenty pod choinką
dwa


ucieczka


od pierniczka
prezentu
jednego
nadziei
beznadziei


mój Boże!


nie w siebie ta ucieczka
trochę tylko
w samotnościach
w podwójnych bombkach
pierniczkach
cała ubrana w tandetę
w naiwności
nieprzyjemne


pojedynczości.


w oczekiwaniu
na wielką tęsknotę
na podwójności
czekanie jest jedno
i jedna jestem
 
ja

czwartek, 23 grudnia 2010

za wszystkie urodzinowe życzenia-dziękuję.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

 (Pokój w Rzymie)
 
wsiadam do własnego przedziału, w bardzo rodzinnym pociągu.
zamykam drzwi, siadam na własnej drewnianej podłodze. owinięta w lekko tylko nie mój wełniany sweter, zdejmuję buty. przecież mi wolno.z wielkim tomem wierszy Osieckiej- jestem. wspominam. 
wspomnienie mężczyzny. skazaliśmy się na swoje towarzystwo przedświątecznie, w ucieczce od tandety, całkiem przypadkowo, nie całkiem już anonimowo, nie pierwszy przecież raz. nie pamiętam, czy to był tramwaj, czy autobus, ale krążył bardzo długo. stał obok mnie, w ogromnym tłoku. znałam jego nazwisko, przecież nie raz już go widziałam. nie wiem, czy w tramwaju, czy w autobusie. pamiętałam głos, ale tym razem ani razu go nie usłyszałam. na początku drogi dzieliło nas od siebie kilka osób. rozglądał się, wzrokiem pozornie niewidzącym. notował każdy szczegół, każdy element długiej podróży. z czasem przestrzeń obok nas się zmniejszała, tłum z obu stron napierał na nasze ramiona. w końcu znalazłam się tuż za nim. ze wzrokiem na wysokości jego prawego barku-czułam. czułam wypalone tego dnia papierosy, zapach ciemnych, gęstych włosów i koper. koprem pachniała kobieta, która co jakiś czas owijała mu swoją rękę wokół szyi i coś szeptała do jego prawego-tego mi dalekiego ramienia. dopisywała tym samym historię do świeżo uprasowanej czarnej koszuli, do zapachu, do wypalonych papierosów, które sama mu kupiła, do zapachu, który sama mu wybrała. było bardzo ciemno. on cały był ciemny. lewe ramię, które zasłaniało mi jedną trzecią świata, było nieprzenikliwie czarne. nie widziałam nawet nitek  w jego marynarce. dotykałam. w tłumie, który zaciskał się wokół mnie dotykałam zimnej metalowej klamry jego paska. a może to był suwak. z lewej strony jego ciała. nie wiem, było ciemno. podnosząc powoli prawą rękę każdą kolejną bransoletką spadającą z jego klamry, a może suwaka, dotykałam. starannie. każdą metalową obręczą. może to był tramwaj, może suwak. nie wiem, było ciemno.

wtorek, 14 grudnia 2010

chciałabym zobaczyć człowieka 
i tandetne święta.

sobota, 11 grudnia 2010

w urwanym w połowie
bezsensie
ostatkach cudzej nadziei 
zupełnie nagiej
rozebranej z odwagi
bezbronność.

piątek, 10 grudnia 2010

chciałabym

chciałabym widzieć
nie widzieć
być  
w niebycie
w cudzym bytowaniu 
pomieszkać
poproszę.


 
Coma Power Off w Toruniu.

wtorek, 16 listopada 2010














zleceniowo i sama sobie pozwalam opublikować te zdjęcia, uważając tańce Magdy za bardzo fotogeniczne. tańczyła Magda Chojnacka.