poniedziałek, 28 listopada 2016

Muza- Jessie Burton


   Moje pierwsze spotkanie z autorką. Zachwycona przepiękną okładką, od razu rozpoczęłam lekturę. W jednej chwili weszłam w historię Odelle, trudno było mi się oderwać. Z czasem...było coraz trudniej.
  Odelle marzy o zostaniu pisarką. Jest młoda, dopiero przyjechała do Londynu i próbuje odnaleźć się w egzotycznym dla niej miejscu. Znajduje pracę, która nie jest może spełnieniem jest marzeń, ale w bardzo luźny sposób łączy się z pisaniem. Tam poznaje panią Quick. Nieco później poznaje Lewrie'go. Lewrie w spadku po mamie otrzymał pewien obraz...
   W przedwojennej Hiszpanii żyje rodzina Schloss. Piękna Sara, cierpiąca na nieustanną melancholię, Harold- mecenas sztuki i ich córka, Olivia. Artystka. Pewnego dnia do ich drzwi puka Izaak i Teresa. Rodzeństwo chce pomóc w pracach domowych, powstaje pewien obraz...
   Jessie Burton pisze tak, że przyjemnością nie jest nawet śledzenie fabuły, ale po prostu lektura sama w sobie. Powieść początkowo nie zaskakuje, czytelnikowi wydaje się, że obydwie historie połączą się prędzej czy później i to pewnie w dość przewidywalny sposób. Nic bardziej mylnego. Mam jednak wrażenie, że nie to jest w tej powieści najważniejsze.
   Nie ma szaleństwa, szokowania przemocą, erotyzmem, niemożliwą opowieścią. Jest spokojna, wciągająca powieść. Taka, którą poleca się przyjaciółce, kupuje mamie na Święta z pewnością, że spędzi z nią przyjemne chwile. Do czytania, z kubkiem herbaty, w zimowy wieczór. Zakończenie zostawi Was z lekko rozchylonymi ustami :).

piątek, 18 listopada 2016

Fantastyczne zwierzęta i...o co w tym wszystkim chodzi?

    Ostatnio fani Harry'ego Pottera nie mogą narzekać. W magicznym świecie znowu zaczęło się dziać, J.K. Rowling wróciła by... wyjaśnić kilka kwestii. Niedawno premierę miał "Harry Potter i przeklęte dziecko"- scenariusz spektaklu teatralnego. Dzisiaj natomiast, 18 listopada, swoją premierę ma film- Magiczne zwierzęta i jak je znaleźć. Pod tym tytułem wystąpiła pierwotnie w Harrym książka, podręcznik, napisana przez Newtona Skamandera. Nieco później autorka napisała książkę o tym samym tytule, która miała być dokładnie tym podręcznikiem, z którego uczył się Harry. Teraz natomiast nakręcony został film o Newtonie Skamanderze i o tym, co skłoniło go do napisania "Magicznych zwierząt". Akcja filmu dzieje się na długo przed narodzinami Harry'ego.
   Ciekawostką jest, że film to dopiero pierwsza część. Docelowo ma ich powstać aż pięć. Scenariusz napisała sama Rowlling, inspirując się wcześniej napisaną książką o tym samym tytule, którą to sama wymyśliła w "Harrym". Można się pogubić. Polska wersja książki jest obecnie...niemal białym krukiem. Można ją znaleźć na aukcjach internetowych, za cenę dużo większą niż można się spodziewać. Szkoda. Szkoda też, że to jednak film, a nie piękna opowieść o świecie magii.
   Świat magii został jednak obudzony na nowo i to niezmiernie mnie cieszy. Otrzymałam właśnie egzemplarz bardzo...magicznej książki. Wydawnictwo Harper Collins wydało właśnie kolorowankę, raczej dla dorosłych z "Fantastycznymi zwierzętami...".
   Bazą do jej powstania był raczej film. Piękna rzecz, trudno wybrać, od czego zacząć. Piękne wprowadzenie, kolejne karty wydają się być ściśle połączone nie tylko z filmem, ale ze sobą nawzajem. Co więcej, to nie jest kolorowanka w stylu mandali. To pojedyncze obrazy, jakby kadry z filmu, każdy tworzy osobną historię. Nie jest tylko precyzyjną zabawą antystresową.
   Nie wiem, czy można sobie wyobrazić bardziej idealne połączenie. Świat stworzony przez genialną Rowling jest dla mnie od dzieciństwa kwintesencją przepięknej fantastyki, dopracowanej w największych szczególikach. Z drugiej strony, jest w tych dorosłych kolorowankach coś, co cofa nas do dzieciństwa, co pozwala na chwilę poczuć tamtą magię, beztroskę. Połączenie doskonałe. Z jednej strony powrót do dzieciństwa, z drugiej magia, kolorowanie, z piękną historią w tle. Zapamiętajcie ją, byłaby idealnym prezentem na Święta!

środa, 9 listopada 2016

9 november- Colleen Hoover

   Wiele razy zachwycałam się książkami autorki. Dowodów można szukać tutaj. Ostatnia książka autorki, Never never...Zawiodła. Na szczęście kolejna, 9 november ma swoją premierę dzisiaj (9.11 naturalnie) i...pozwoli szybko zapomnieć o pozostawiającym wiele do życzenia zakończeniu Never never.
   Dla Fallon, głównej bohaterki, 9 listopada to data szczególna. Tego dnia miał bowiem miejsce pożar, w którym ucierpiało jej ciało, a w konsekwencji kariera i pewność siebie. Dla Bena ten dzień też będzie szczególny. Przypadek sprawia, że jest świadkiem rozmowy Fallon z ojcem. Postanawia stanąć w jej obronie i udawać, że są parą. Żadne z nich nie wie jeszcze, że przypadkowa gra jest w rzeczywistości czymś znacznie poważniejszym. Jedno z nich nie jest do końca szczere...
  9 november to sto procent Hoover w Hoover :). Nawet jeżeli nie do końca wierzyłam w tę książkę na początku, z każdą kolejną stroną nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje. Kilka zwrotów akcji tak bardzo kwestionuje to, czego czytelnik dowiaduje się wcześniej, że naprawdę trudno się oderwać. Dobrze, gdyby spojrzeć na akcję w całości, wydaje się nieco naciągana, może w niewielkim stopniu...nierealna, ale...Czy nie taka jest istota fikcji literackiej?
  Historia trudna, jak na Colleen Hoover przystało. Chociaż więcej tu intrygi, niemal kryminału, niż romansu. Do pochłonięcia w jeden wieczór. Niesamowicie jesienna. Dla stałych fanów Colleen, dla tych, którzy jeszcze jej nie znają ale przede wszystkim polecam tym, którzy do teraz nie mogli się do niej przekonać.

sobota, 5 listopada 2016

Biografia Leopolda Tyrmanda- Marcel Woźniak

   
 
              Istnieje teoria dotycząca biografii, która mówi o tym, że to, w jaki sposób autor przedstawi swojego bohatera, może na zawsze zmienić jego obraz w naszych oczach. Zbędny dramatyzm. Jedno jest natomiast pewne. Autor przedstawi bohatera tak, jak sam go widzi. O tym, czy biografia jest dobra czy nie, świadczy dla mnie miejsce, które autor zostawi dla czytelnika, by ten sam mógł wybrać istotne fakty i na ich podstawie stworzyć własny obraz bohatera. Czy udało mi się zatem stworzyć własny obraz Leopolda Tyrmanda? 
             O Tyrmandzie słyszeli niemal wszyscy. Każdy jednak słyszał co innego. Że jazz, że Zły, że kolorowe skarpetki i Ameryka. Twórczość Tyrmanda przeżywa renesans. Dzisiejszy czytelnik jest jednak przyzwyczajony do ekshibicjonizmu, lubi wiedzieć, co jego ulubiony pisarz jadał na śniadanie. Autor biografii podjął się bardzo trudnego zadania, odszyfrowania życia Tyrmanda, na podstawie tego, co ten po sobie zostawił.  
        Początkowo przytłoczył mnie nadmiar informacji. Wszystkie one były jednak, wydaje mi się, konieczne, by móc zrozumieć historię Tyrmanda w całości. Z każdą kolejną stroną z chaosu wyłania się coraz ciekawsza postać Leopolda Tyrmanda. Marcel rozszyfrowuje tajemnice i niedopowiedzenia, które narosły wokół bohatera biografii. Wszystko to popiera jego słowami. Dzięki temu, miałam ogromne wrażenie, że to naprawdę historia Tyrmanda, a nie zlepek subiektywnie wybranych fragmentów z jego życia. Ciekawy zarys historyczny, długa życiowa droga bohatera, a wszystko w oparciu, albo ścisłej korelacji z tym, co Tyrmand tworzył.  
    Tak naprawdę jednak, moje zdanie na temat tej książki definitywnie ukształtowało się dopiero przy epilogu. Marcel opowiada tu o swoim spotkaniu z dziećmi Tyrmanda, Matthew i Rebeccą. O tyle, o ile cała książka jest niesamowicie obiektywna i pozbawiona subiektywnej oceny, tutaj...historia Leopolda Tyrmanda odznaczyła swoje piętno. Na całym życiu bliźniaków. Rozmowa z Rebeccą jest idealnym podsumowaniem całości. Wzrusza. 
  Świetny debiut, mam nadzieję, początek literackiej drogi. Kawał dobrej roboty Marcel! :)