wtorek, 27 października 2015

Aplikacja- Lauren Miller

  New adult fantasy. Niby adult, a bohaterka ma siedemnaście lat. Young adult. Nadal średnio adult, dlatego też, do "Aplikacji" podeszłam z pewną rezerwą. Szybko jednak zapomniałam o wiekowych uprzedzeniach. Wciągnęło mnie.
  Rok 2033. Rory ma siedemnaście lat i właśnie dostała się do elitarnej szkoły, Theden. Zaczyna nowe życie. Na zupełnie, jak się za chwilę okaże, nowych zasadach. Aurora jeszcze nie wie, do czego zaprowadzą ją niewinne odkrycia dotyczące jej zmarłej matki.    Świat w 2033 roku w zasadzie niewiele różni się od naszego. Wszyscy, zarówno młodzi, jak i ci starsi, używają smartfonów. Ich produkcja została jednak zdominowana przez jednego producenta, Gnosis. Gemini tej firmy zastąpiło iphony firmy Apple. Ludzie nie używają już laptopów, nie wspominając o komputerach stacjonarnych. Jednostki te w większości zastąpiły tablety i gemini. Co więcej, wszyscy korzystają z jednej, bardzo pomocnej aplikacji. Lux ma za zadanie pomagać w podejmowaniu decyzji. Wybiera za użytkownika, który posiłek z menu restauracji będzie najsmaczniejszy, którą kawę lubi najbardziej, o której powinien wyjść z domu, by zdążyć na czas i czy powinien zabrać ze sobą parasol. Dziwne? Nierealne? A czy McDonald, w którym kupujecie kawę, nie ma swojej aplikacji? Nie sprawdzacie pogody na telefonie przed wyjściem z domu? Zanim kupicie drukarkę, nie sprawdzacie, którą wybrałoby dla Was Ceneo?
  W książce naszego Facebooka zastępuje Forum. Chodzi jednak zupełnie o to samo. I tak samo zdominowany jest przez najmniejsze ruchy każdego, z naszych znajomych. Anna X znajduje się właśnie tu.  Joanna Y pije kawę ze swoją przyjaciółką. Zdjęcia kawy i ocena kawiarni. Albo selfie koleżanek i setki lajków. Żadne fantasy. Nasza rzeczywistość.
  Rory poznaje w kawiarni Northa, który nie używa gemini. Pozostaje wierny starociom, czyli temu, co dla nas obecnie jest nieosiągalnymi nowinkami technicznymi. Razem z nim, przy czyjejś tajemniczej pomocy Rory zaczyna podejrzewać, że w śmierci jej matki nie było nic przypadkowego, koleżanka z akademika wcale nie jest taka głupiutka, jaką się wydaje, doktor od Praktyk natomiast, wyraźnie wie o niej więcej, niż jest w stanie przyznać.
  Ach! Zapomniałabym o najważniejszym. Jest jeszcze Zwątpienie. To mniej więcej to, co my dzisiaj nazywamy intuicją. Ważni tego świata zmienili jednak jego nazwę tak, by brzmiała pejoratywnie. Co więcej, zrobili z tych, którzy słuchają Zwątpienia, ludzi chorych psychicznie. Dlaczego? Ci, którzy słuchają głosu w swojej głowie wymykają się algorytmom Luxa, wyżej wspomnianej aplikacji.
  Ta książka rozkręca się i wciąga z każdą stroną. Z opowiastki o nastolatce robi się z niej prawdziwe science fiction. I to takie, od którego naprawdę trudno się oderwać, bo...bardzo realne. Autorka opisuje to, co może wydarzyć się w naszym świecie na piętnaście lat. Książka bazuje na odkrywaniu kolejnych faktów, które od początku są czytelnikowi znane, na początku jednak, niewiele znaczą. Matematyka i racjonalne myślenie pełni tu bardzo ważną funkcję.  Ostatecznie jednak, fabuła zmierza do bardzo pouczającego morału. I bardzo ciekawego rozwiązania akcji.
  Jestem absolutnie oczarowana "Aplikacją". Bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Wciągnęła po ostatnią stronę i zaangażowała chyba wszystkie moje szare komórki do intensywnego myślenia. Aż chce się więcej!

A książkę można kupić tu- http://www.empik.com/aplikacja-miller-lauren,p1103316360,ksiazka-p

poniedziałek, 26 października 2015

Central Park- Guillaume Musso


Jest jesienny poranek. Central Park. Alice, policjantka z Paryża budzi się na ławce przypięta kajdankami do obcego mężczyzny. Na koszuli ma plamy krwi, a w jej kieszeni spoczywa pistolet. W broni brakuje jednego pocisku. Być może, zważywszy na jej profesję, nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Alice niczego nie pamięta. W głowie ma kompletną pustkę, jakby ktoś wymazał cały tydzień z jej życia. Co się wtedy działo?
  Jestem absolutną fanką Musso. Ciekawa intryga, wątek kryminalny, przyjemny francuski. Jeżeli znacie ten język, z pewnością przyznacie mi rację, że choćby nie wiem, jak tłumacz się starał, zawsze wyczuwa się język oryginału. Bardzo to lubię. Do tego wątek miłosny, ale nigdy od pierwszej strony. Nieoczywisty, pogmatwany.
   Akcja rozwija się w szybkim tempie, kryminalnym. Nie daje to jednak najmniejszej podpowiedzi, skąd Alice wzięła się w Stanach. Co jakiś czas autor odkrywa przed czytelnikiem przeszłość głównej bohaterkii. Przeszłość tyle przerażającą, co smutną i trudną. Niewiele natomiast wiadomo o Gabrielu. Jego historia troszkę enigmatyczna, nie trzyma się kupy. Pierwsza przesłanka. Książka wciąga. Niestety, kiedy Musso odkrywa karty, okazuje się, że nic nie było takie, jakie wydawało się na początku. Zaskoczenie? Trochę rozczarowanie. Nie istnieje najmniejsza szansa, by czytelnik przed epilogiem sam dociekł prawdy. Ja poczułam się nie tyle zdziwniona, co rozczarowana. Lubię gimnastykować umysł i dociekać prawdy, zanim autor się do niej przyzna. Tutaj absolunie nie ma takiej szansy.
  To, co przytrafiło się głównej bohaterce... Niesamowite, choć przypuszczam, że możliwe. Musso do kwadratu, jego fani z pewnością to docenią. Jeżeli jednak to Twój pierwszy raz z tym autorem, sięgnij po którąś z poprzednich publikacji. Żeby jednak nie było wątpliwości, nie żałuję! :) I z pewnością sięgnę po kolejną powieść Guillaume'a!

sobota, 10 października 2015

Błąd w zeznaniach- Sophie Hannah

  Jesienią coraz więcej czasu przychodzi nam spędzać w ciemnościach. Pod nogami szeleszczą liście, lampa na ulicy gaśnie co kilka minut. Znikąd zrywa się przenikliwie zimny wiatr. Jesienna aura jest po prostu, z samej swojej definicji troszkę straszna. Nic dziwnego, że Amerykanie właśnie wtedy obchodzą Halloween. I nam gdzieś coraz bliżej do tego święta. Nie chciałabym jednak zaczynać polemiki na temat świeckich świąt. Jedno jest pewne. Jesienią straszy bardziej niż kiedykolwiek. Dlatego też jesienią częściej sięgamy po kryminały.
   Od kryminału natomiast całkiem niedaleko do...thrillera. Psychologicznego, żeby było na poważnie. I przejmująco.
   Dwa równorzędne wątki, które z pozoru nie mogą się w żaden sposób ze sobą połączyć. Nicki jest żoną, matką dwójki dzieci. Od czasu do czasu zagląda do sieci, gdzie utrzymuje stały kontakt z pewnym mężczyzną. Ale czy samą korespondencję można od razu nazwać zdradą?
  Kilka przecznic dalej zamordowano pewnego bardzo kontrowersyjnego dziennikarza. Damon Blundy za życia zdążył zaleźć za skórę chyba wszystkim, dlatego też krąg podejrzanych jest naprawdę ogromny. Co więcej, morderstwo popełniono w bardzo dziwny sposób.
  Nicki przypadkowo znajduje się na ulicy, na której zabito Damona. To jednak autentyczny przypadek, przejeżdża tam bowiem do szkoły swoich dzieci. Zupełnie natomiast nieprzypadkowo jej komentarze znajdują się pod każdym felietonem Bundy'ego. Tylko czy gdyby to ona zabiła, książka w ogóle miałaby jakikolwiek sens? Czy to nie zbyt oczywiste?
  Jeżeli miałabym wypowiedzieć się o tej książce jednym zdaniem, to jest ona po prostu....popieprzona. Ni mniej ni więcej. Akcja wciąga w straszny, dziwaczny sposób. Z jednej strony trudno się oderwać, z drugiej natomiast coraz bardziej otwierały mi się oczy. Ile kłamstwa ma w sobie jeden człowiek? Jak nienormalnym trzeba być, by publicznie się ośmieszać, a potajemnie romansować?
  Pod koniec książki dość szybko domyśliłam się kto zabił. Nie rozwiązywało to jednak wcale wszystkich zagadek. Od tych aż roi się w całej fabule.
  Jeżeli już nie świętujemy Halloween, to sprawmy sobie chociaż taką...dziwną, straszliwą przyjemność.

piątek, 9 października 2015

52 tygodnie z rysunkami, które inspirują- Marica Zottino

        Ile kolorowanek stoi na Waszych półkach? Kilka, kilkanaście? A może nadal ani jedna? W obydwu przypadkach potrzebujecie jeszcze jednej. Wyjątkowej. Czegoś takiego z pewnością jeszcze nie macie!
    W najnowszym numerze magazynu Sens znalazłam artykuł na temat kolorowanek dla dorosłych. Dzięki niemu dowiedziałam się, dlaczego tak naprawdę, tak bardzo mi się to podoba. Otóż kolorowanie uruchamia obydwie półkule mojego mózgu, jednocześnie wycisza emocje i (!) wyrównuje oddech. Działa zatem idealnie odstresowująco. Co więcej, nadaje się zarówno dla osób kreatywnych, które dzięki temu odnajdą w sobie nowe pokłady inspiracji. Natomiast ci, którzy nigdy nie widzieli w sobie pierwiastka artystycznego z pewnością również znajdą w kolorowaniu ukojenie. A może właśnie odkryją w sobie coś, o czym nigdy nie mięli pojęcia?
   Większość z nas uwielbiała kolorować w dzieciństwie. Nie pamiętam nikogo, kto by tego nie lubił. Nie pamiętam również domu, w którym nie byłoby kredek i flamastrów na kopy. Kolorowanie u dorosłych wcale nie powoduje zdziecinnienia. Przeciwnie, budzi nasze Wewnętrzne Dziecko.
   O tym wszystkim jednak kiedyś już pisałam. To daje nam każda kolorowanka. Żadnej z nich nie nosimy jednak ze sobą w torebce. Są zbyt duże, nieporęczne i w ogóle...po co? W pracy, w szkole, przecież i tak nie znaleźlibyśmy na to czasu. Na bazgranie po marginesach znajdujemy jednak czas prawie codziennie...;)
  Z pomocą przychodzi nam Wydawnictwo Arkady, ze swoją nowością. Książka, o której chcę Wam opowiedzieć jest po prostu...wspaniała. To kolorowanki dla dorosłych połączone z...kalendarzem! Z jednej strony mamy prosty kalendarz z miejscem na krótkie notatki, po drugiej stronie znajdują się natomiast kolorowanki. Na każdy tydzień inna. Czy pomysł nie wydaje się być genialny? :)
  Jest tylko jeden problem. Kalendarz ten zaczyna się dopiero w...2016 roku, dlatego na pierwsze kolorowanie przyjdzie nam poczekać jeszcze kilka miesięcy. Można ten czas wykorzystać na wizytę w księgarni i zakup od razu kilku egzemplarzy. Dla siostry, która już stresuje się zimową sesją, dla mamy, która okropnie spina się w pracy, dla przyjaciółki, która wiecznie o czymś zapomina. Dla mnie ten kalendarz jest ogromnym odkryciem. Nie kupię kalendarzyka dołączonego do kolorowej gazety, który ma prawie każda moja koleżanka. Nie w tym roku! :) Gorąco polecam!