Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obraz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obraz. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 5 maja 2016

Helenka 9.04.16


Wiecie, kiedy praca fotografa ma prawdziwy sens? Wtedy, kiedy ktoś tak maleńki cieszy się do obiektywu, doskonale bawi się podczas robienia zdjęć. Kiedy gotowy materiał cieszy i wzrusza rodziców. I przede wszystkim kiedy pomyślę o dorosłej Helenie, która spojrzy na te słodkie zdjęcia i pomyśli, że sama chciałaby sfotografować w ten sposób swoją córkę.







piątek, 22 stycznia 2016

Zimowe kadry

  
















  Zachwycił mnie ostatnio klimat surowej, norweskiej wsi. Do tego stopnia, że zaczęła mi się ona śnić. Obudziłam się któregoś dnia, świeciło słońce. Spadł śnieg, bardzo dużo śniegu. Spojrzałam na mój świat zupełnie innymi oczami. Oczami kogoś, kto na Bratkowej znalazł się pierwszy raz. Zachwyciłam się. Zimą, która przez ogromną ilość śniegu wygłuszyła całe osiedle. Zrobiło się nienaturalnie cicho. Mróz na zewnątrz skłania do wyjścia, do długich spacerów. Zaraz potem wygania nas do domu z zaczerwienionymi policzkami. A w domu gorąca korzenna herbata, ciepłe swetry i leniwa lektura. Nie wyobrażam sobie piękniejszego czasu.

wtorek, 29 lipca 2014

o bajkach dla dorosłych

  Przychodziła tam codziennie rano. Uwielbiała wiejskie poranki. Miasto, w przeciwieństwie do wsi budzi się chaotycznie, szybko, na łapu-capu. Na wsi dzień zaczyna się powoli, systematycznie, codziennie tak samo. Latem słońce wstaje bardzo wcześnie, najpierw budzi koguty, potem leniwie przeciągają się koty zmęczone nocnymi łowami. Ona budzi się powoli razem z nimi, ale dopiero kiedy rosa znika z pól przychodzi pod wielki stary dąb. Początkowo nie dopatrywała się w tym żadnego romantyzmu, to było po prostu jedyne miejsce, w którym jej smartfon odbierał internet i mogła spokojne sprawdzić pocztę. Dąb stał przy starej, prawie nieużywanej polnej drodze. Na przeciwko niej znajdowała się mała stadnina. Podobno konie, które dawno zdążyły się do niej przyzwyczaić, służą chorym dzieciom do hipoterapii. Dzisiaj ich nie było.
  Zapowiadali ogromny upał, a jej było całkiem chłodno. Trawa jeszcze lśniła od rosy, stary dąb skutecznie zasłaniał wschodzące słońce. Podciągnęła kolana pod brodę, jej ciało kołysało się lekko wprzód i w tył. Z zamyślenia wyrwały ją czarne, prawie granatowe końskie chrapy wąchające spokojnie jej bosą stopę i męski głos gdzieś blisko drzewa. 
-Nic pani nie jest?-mężczyzna stał oparty o dąb tuż nad nią. Flanelowa koszula opinała jego potężne ramiona, na młodej, sympatycznej twarzy malowało się zatroskanie. 
-Ma pan może papierosa? Trochę tylko zmarzłam. 
  Z tylnej kieszeni jeansów wyjął paczkę papierosów i zapałki. Usiadł obok niej. Zapytał co tu robi, czy nie boi się koni. Palili w ciszy podziwiając niesamowite ciało konia, który spokojnie się przed nimi przechadzał, zupełnie nie zwracając na nich uwagi. Musiał być od niej niewiele młodszy, a mimo to wzbudzał w niej dziwne poczucie bezpieczeństwa. Miał wielkie, opalone dłonie, którymi co jakiś czas skubał trawę między nimi. Wstydziła się zapytać go, czym się tu zajmuje i czy nie musi wracać do swoich zajęć. Ona była tu na wakacjach, sama. W domu nikt na nią nie czekał, odpoczywać może równie dobrze siedząc oparta o stary, przydrożny dąb. Opowiedział jej, jak się tu znalazł, że studiował zootechnikę. Opowiadał o swojej chorej na autyzm siostrze, która tak dobrze czuje się w towarzystwie koni i że to on podpowiedział właścicielowi stajni, miejscowemu bogaczowi, który nie interesował się tym, co dzieje się ze zwierzętami, żeby otworzył stajnię dla dzieci. Obiecała, że w samo południe, kiedy jest najgoręcej, przyniesie mu chłodnego kompotu. On natomiast zobowiązał się zabrać ją na wieczorną przejażdżkę nad jezioro.
 Pomógł jej zsiąść z konia. Złote słońce topiło się w spokojnej tafli jeziora. Wyglądało jak gałka pomarańczowych lodów, o której ktoś zapomniał i pozwolił jej się powoli rozpływać na talerzu. Pomyślała wtedy, że czuje się jak w bajce. Widok pasących się obok nich karych koni na tle skąpanego w ciepłych barwach jeziora był zupełnie nierzeczywisty. Jej nowy znajomy dopełniał idyllicznego obrazka. Kiedy ona powoli zdejmowała buty, on zdążył już zdjąć lnianą koszulę i spodnie, wchodził do jeziora. Rozłożył ogromne, umięśnione ramiona jakby miał się unieść w powietrze i zanurzył się głęboko w wodzie. Sama weszła do wody zdejmując tylko spodnie.
  Nie protestowała, kiedy ujął ją w swoje ramiona i lekko uniósł nad ziemię. Nie protestowała też, kiedy rozpinał kolejne guziczki jej koszuli. Był delikatny i stanowczy jednocześnie. Kiedy jego ciało opadło na nią z długim, przeciągłym miauknięciem pomyślała, że musi być księciem. Księciem z bajki. Zasypiała przytulona do jego torsu snując dalekie plany na przyszłość. Wybierała meble do nowego zamku i kolor sukni na najwspanialszy bal na świecie.
  Obudził ją ciepły, poranny deszcz. Leżała na lnianej koszuli, którą on zrzucił, zanim na dobre rzucił się na nią. Obok niej nie było ani koni, ani jego. W torebce, którą ze sobą zabrała, znalazła papierosy. Głęboko się zaciągnęła. Żaden książę nie istnieje. Te wszystkie bajki, to jedna wielka bujda.

piątek, 13 czerwca 2014

poniedziałek, 31 marca 2014

***










Łukasz Ignasiński, marzec 2014

czwartek, 20 lutego 2014

Bajka

   


   Znamy się od niedawna. Długą i trudną drogą przez dwa domy Bajka trafiła tutaj. Na początku bezimienna, imię przyniosła sobie sama. Bo czy nie przypomina troszkę tego wielkiego psa z Never Ending Story? Czy to nie była bajka? Czy ona nie jest jak z bajki? Dlaczego więc nie Bajka? Na początku wzruszała. Swoim strachem, małym, przestraszonym dzieckiem, zamkniętym w tak dużym ciele. Rzadko się bawiła. I w ogóle nie odzywała. Goście przychodzili, stawali nad nią jak kat nad dobrą duszą i wyrokowali. Że duża, że ile taka je, a gdzie ona śpi taka duża, to pewnie i w łóżku się nie zmieści, a wody to pewnie wannę na raz wypije, a jak to pociągnie to ręka ze stawu wybita. A agresywna jest? Gryzie? 
   Powoli się siebie uczymy. Jesteśmy jak pan i przewodnik. Ja już od niej nie uciekam, ona nie drży przy każdym obcym dźwięku, zapachu. Na spacerze chodzi z wysoko podniesioną głową. Broni. Wtedy to ona jest przewodnikiem. Ale kiedy spotykamy innych ludzi, truchleje, próbuje się schować. To ja unoszę głowę, mówię spokojnie, że nie ma się czego bać. Dzisiaj rano spotkałyśmy takie starsze małżeństwo. Zatrzymała się, usiadła, oglądała. Mężczyzna się jej nie przestraszył, podszedł bliżej, zapytał, czy chce z nim pójść. Kobieta odsunęła się na kilka kroków. Mężczyzna zapytał, a co to za rasa, taki dziwny ten psiak. Pani z poważną minął zawyrokowała. Chart i chodź już kochanie. Otóż nie. Nie chart.
   Teraz śpi. Skulona jak dziecko. I wcale nie zajmuje całego łóżka.


środa, 19 lutego 2014

kubki solo




Kot i bardzo poważna filiżanka są mojego autorstwa. Piesek na zamówienie-Jagody. Wciągnęło nas absolutnie!