poniedziałek, 27 lutego 2017

Eksplozje- Janusz Leon Wiśniewski i inni

      Rok temu Wielka Litera wydała "Kulminacje" (moja recenzja), spotkanie opowiadań Wiśniewskiego z polskimi autorkami. W tym roku przyszedł czas na autorów.
   "Eksplozje", to podobnie jak "Kulminacje" zbiór opowiadań. Na każde opowiadanie Janusza Wiśniewskiego przypada jedno innego autora, między innymi poczytnego Alka Rogozińskiego, Tomasza Jastruna, czy A.J. Gabryela ("Kusiciel"). Ich opowiadania są odpowiedziami, kontynuacją, lub po prostu luźnym nawiązaniem do poprzedzających je opowiadań Wiśniewskiego.
   Wspaniale było mi przypomnieć sobie dawno przeczytane opowiadania Wiśniewskiego. Ciągle uważam, że żaden polski autor nie opowiada o kobiecie w taki sposób. Opowiadanie, z samej swojej definicji jest krótkie, kołyszące i zaskakuje pointą. O tyle, o ile Wiśniewski dawno już opanował tę sztukę do perfekcji, o tyle autorzy powieści, często luźno związanych z tematem relacji kobieta- mężczyzna, emocjami i uczuciami, mięli dużo trudniejsze zadanie. Tym bardziej, że ich opowiadania miały się w pewien sposób łączyć z tymi napisanymi przez Wiśniewskiego. Co z tego wyszło?
   Coś wspaniałego. Po prostu. Żaden z autorów nie dał się ponieść klimatowi i stylowi swojego przedmówcy, pozostając w stylistyce charakterystycznej dla samego siebie, łącząc jednak swoją historię ze wcześniejszym opowiadaniem.
   Opowiadanie Igora Brejdyganta zrobiło na mnie wrażenie. Postać ojca z "Syndromu przekleństwa Undine" aż prosił się o dopuszczenie do głosu. Odpowiedź Alka Rogozińskiego bardzo mnie zaskoczyła. Przyjemnie ukołysał mnie Tomasz Jastrun.  Najtrudniejsze jednak, moim zdaniem zadanie, otrzymał Ahsan Ridha Hassan, z opowiadaniem o żonie niemieckiego ministra propagandy, Goebbelsa. Minęło bardzo dużo czasu, pewne sprawy z drugiej wojny na zawsze pozostaną jednak nierozwiązane i niezrozumiane. Trudno też opowiedzieć to w ten sposób, żeby nie obrazić, delikatnego w tej materii czytelnika Polaka. A.R.Hassan w ogóle nie ukrywa, że on sam ma ambiwalentne odczucia względem Magdy Goebbels. Ta historia, pierwsza Wiśniewskiego i kontynuacja, poruszyła mną chyba najbardziej. Tym niemniej, wszyscy autorzy zasługują na gratulacje.
   "Eksplozje" to cała paleta emocji. Nie da się przeczytać ich za jednym zamachem. Po każdym opowiadaniu potrzebowałam chwili na oddech. I za każdym razem, kiedy czytałam odpowiedź, miałam poczucie, że autor doskonale podszedł do problemu i świetnie wybrnął z emocjonalnie zawiłych historii Janusza Leona Wiśniewskiego. Zastanawiam się...Czego możemy się spodziewać w przyszłym roku?
 

sobota, 25 lutego 2017

Księga snów- Nina George

           Jestem ogromną fanką Niny George. Jej książki to ten rodzaj literatury, którą chce i nie chce skończyć czytać jednocześnie.We współczesnej literaturze realizm fantastyczny nikomu nie wychodzi tak dobrze jak jej. Tajemnica, emocjonalna wędrówka bohatera, wszystko to powoduje, że trudno się oderwać. Nie inaczej było tym razem.
    Henri, dziennikarz, przechodzi przez most. Idzie na spotkanie w szkole swojego syna. Nagle zauważa tonącą dziewczynkę. Wskakuje do rzeki, ratuje ją, by za chwile...wpaść pod koła samochodu.
   Sam jest inny niż jego rówieśnicy. W wieku kilkunastu lat jest członkiem Mensy. Poza tym, widzi świat inaczej niż my. Jest synestetą. Emocjom, cyfrom, nazwom przypisuje kolory.
  Eddie dawno już zapomniała o wielkiej miłości, jaka połączyła ją i Henriego. Nie spodziewa się, że ten wpisał ją jako osobę, która powinna decydować o jego losach w razie ciężkiej choroby.
   Losy tej trójki splatają się. Jest jeszcze Maddie. Dziewczynka, która po wypadku zapadła w śpiączkę.
   Gdybym miała powiedzieć w jednym słowie, o czym jest ta książka, to o śpiączce. Ale zabrałabym jej wtedy niemal cały urok. Śpiączka jest tutaj tylko oknem, przez które bohaterowie przechodzą między przeszłością, a teraźniejszością, między wyborami, których kiedyś dokonali i ich alternatywami. To również historia wielopoziomowej i nieoczywistej miłości. Tej miedzy kobietą i mężczyzną, tej nastoletniej, równie trudnej i tej pomiędzy synem i ojcem.  
    Zawsze mam problem z książkami George, trudno mi napisać, o czym tak naprawdę są. Wielowątkowość. Jednak bardziej na płaszczyźnie uczuć i emocji bohaterów, niż akcji.
   "Księga snów" wspaniale kołysze, wzrusza, sprawia, że próbujemy spojrzeć na własną rzeczywistość oczami Sama. To takie wyświechtane, ale ona naprawdę skłania do przemyśleń. I pięknie, chociaż nie koniecznie szczęśliwie się kończy. Żałuję, że mam ją już za sobą. Naprawdę.

wtorek, 14 lutego 2017

Sztuka kochania- Michalina Wisłocka

     Wiecie, co od pewnego czasu zajmuje pierwsze miejsce na liście bestsellerów Empiku? "Sztuka kochania" Wisłockiej. Książka wydana po raz pierwszy w 1976 roku (!). A wiecie, co jest na drugim miejscu listy? Też Wisłocka. Oto dowód klik.
   O co zatem tyle hałasu? O czym tak naprawdę jest "Sztuka kochania" i czy w XXI wieku, moje pokolenie nadal powinno po nią sięgnąć?
   "Sztuka kochania" to po trosze poradnik dla par, źródło podstawowej wiedzy seksualnej i anatomicznej, ale także świadectwo ogromnej i żmudnej pracy, jaką wykonała autorka, by tę książkę napisać.
   Podręcznik został podzielony na kilka rozdziałów, począwszy od dojrzewania, pierwszych inicjacji, poznawania siebie i swoich seksualnych potrzeb przez antykoncepcję (zupełnie odmienną od dzisiejszej), aż do anatomii damskiego i męskiego orgazmu.
   Zdaję sobie sprawę z tego, że obecną popularność książka zawdzięcza przede wszystkim filmowi i że znajdą się tacy, którzy będą w książce doszukiwać się historii przedstawionej w filmie. Wierzę jednak, że są i tacy, którzy (jeżeli wcześniej nigdy po "Sztukę kochania" nie sięgnęli) podejdą do lektury tak jak ja, z ciekawością. Nie tylko tą typowo ludzką, która skłania nas do czytania o seksie, ale także tą, która pozwoli poznać najważniejsze dzieło Wisłockiej. Dzieło, które nasi rodzice w wieku nastoletnim przeglądali po cichu, w tajemnicy przed swoimi rodzicami.
   Czy dowiedziałam się czegoś ciekawego? Naturalnie. Nigdy wcześniej nie pochyliłam się tak dogłębnie nad miłością pomiędzy dwojgiem ludzi. Czy istnieją fragmenty, które nijak nie przystają do dzisiejszej rzeczywistości? Jasne, te wydaje mi się, należy potraktować jako ciekawostkę.
   Dobrze, można zatem zapytać: po co? Po co wracać do przedawnionej "Sztuki kochania", jeżeli dzisiaj wiemy już wszystko i seks dawno przestał być tematem tabu? Może właśnie dlatego. Miłość, relacje między kobietą i mężczyzną, ciało i fizyczny kontakt został bardzo strywializowany. Czy nie lepiej, zamiast oglądać dzisiaj popkulturowy film o wyuzdanym seksie,wrócić na chwilę do czasów, kiedy nie wszystko można było obejrzeć w internecie, a ciało, zarówno kobiece, jak i męskie, otoczone było należytym szacunkiem, a sam akt miłości czcią i nutką tajemnicy? Skłania do przemyśleń.

sobota, 11 lutego 2017

Szpilki, Paryż i miłość- Paulina Wnuk-Crepy


      Książki, których fabuła/miejsce akcji/cokolwiek nawiązuje do Francji są moją absolutną słabością od czasów "Anglika w Paryżu", który może i nie był genialny, ale szalenie zabawny i doskonale zadziałał na moją wyobraźnię. Jeżeli podróżuję z książką, to najchętniej do Francji. Po "Szpilki, Paryż i miłość" sięgnęłam z...ciekawością.
   Główna bohaterka, 18-letnia Polka, Julia, właśnie zaczyna najdłuższe w swoim życiu wakacje, te zaraz po maturze. Zostaje zauważona przez headhunterkę jednej z większych agencji modelek w Polsce i podpisuje z nią kontrakt, który owocuje kolejnym, tym razem z agencją paryską. Julia wyjeżdża do Francji,  która ma nieodwracalnie zmienić jej życie.
   Autorka książki Paulina Wnuk-Crepy, jest również autorką bloga Mama w Paryżu i swój literacki debiut ma już za sobą. Na stałe mieszka we Francji. W poprzedniej książce opowiada o nie zawsze łatwym życiu w mieście świateł.  "Szpilki..." to natomiast jej debiut powieściowy.
   Z trudem przebrnęłam przez pierwsze strony. Naturalnie, bez nich fabuła i wyjazd Julii do Francji byłyby zupełnie oderwane od rzeczywistości jednak...Chciałam już do Paryża!
   Część paryska natomiast wciągnęła mnie od razu i wypluła dopiero przy ostatniej stronie. Sto procent Paryża w Paryżu i Francji takiej, jaką sama zapamiętałam i pokochałam. Nie koniecznie przekoloryzowanej ale też nie brutalnej i trudnej.
     Przeczytałam w jeden wieczór, z przyjemnością. Odświeżyłam marzenia o wyjeździe do Francji. Piękna podróż, podczas której nie trzeba nawet wstawać z kanapy. Z lampką wina na piątkowy wieczór, albo lepiej, z miseczką gorącej czekolady i świeżym croissantem (Francuzi tradycyjnie piją poranną kawę albo kakao w un bol-miseczce) na niedzielny poranek. Pani Paulino, czekam na kolejne! :)


poniedziałek, 6 lutego 2017

Susza- Jane Harper

 
  W Kiewarrze, małej miejscowości w Australii od dłuższego czasu panuje susza. Utrzymujący się z rolnictwa mieszkańcy popadają w coraz bardziej skrajne stany emocjonalne. Roślinność usycha, zwierzęta zdychają, wysycha rzeka. Ludzie pomagają sobie jak mogą. Do czasu, kiedy oczy wszystkich zwracają się w stronę gospodarstwa Luke'a Haldera. Na jego farmie znaleziono ciało jego żony i kilkuletniego synka. Morderca oszczędził jedynie maleńką Charlotte. Kilkaset metrów dalej policjanci znajdują samego Luke'a z...odstrzeloną głową. Sprawa jest ewidentna. Samobójstwo. Do czasu, kiedy do miasta na pogrzeb nie wraca Aaron Falk. Ludzie coraz głośniej mówią o tragedii sprzed lat. Wtedy zginęła młoda dziewczyna, przyjaciółka Luke'a i Aarona. Czy te sprawy są w jakiś sposób powiązane? I dlaczego Luke miałby zabić tylko jedno ze swoich dzieci?  
   Debiutancka powieść Jane Harper, uhonorowana literacką nagrodą stanu Wiktoria. Robi furorę na całym świecie. Dlaczego? 
  Odpowiedź jest banalnie prosta. To bardzo dobrze napisany kryminał, który czyta się niemal jednym tchem. Osadzenie akcji w bardzo dla nas egzotycznej Australii dodaje "Suszy" tajemniczości. Książka pozwala w jednej chwili przenieść się do świata,o którym prawie nic nie wiemy. 
     W "Suszy" nie ma oczywistości. Żaden bohater nie jest do końca zły, albo dobry, nawet najważniejsza postać, Falk. W pewnym momencie zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy to nie on...Luke też nie jest kryształowy. 
   "Susza" to ten rodzaj kryminału, który naprawdę lubię. Czytelnik ma tu bowiem realne szanse na odkrycie sprawcy (co wcale nie oznacza, że jest on taki oczywisty). Bohaterów, a co za tym idzie ewentualnych podejrzanych nie ma zbyt wielu, wszystkich jednak łączy pewna intryga. Sprawa śmierci nastoletniej Ellie, Dramaturgi dodaje paraliżująca życie miejscowości susza.  
   Jane Harper napisała kryminał, który czyta się z przyjemnością. Wciąga, skłania do własnego śledztwa i zostaje z czytelnikiem na dłużej. Mam ogromną nadzieję na kontynuację.