sobota, 26 lutego 2011

szczęśliwa jestem 
jak kot.

poniedziałek, 21 lutego 2011

 w opływowych przyjemnościach 
braku definicji   
delikatnie 
raz dwa trzy.


piątek, 18 lutego 2011



dzień długi, kolejny, koci.
z kocim pomrukiem spod szaro wełnianych koców.
okno zapadało, klaustrofobicznie.
pachnie jabłkami, rumem i rodzynkami.
otworzę okno
zapach zasiany, 
przyprowadzi przyjeciela, w wełnianych skarpetach 
usiądziemy na podłodze 
i wydłubiemy z ciasta wszystkie niesmaczne rodzynki.

czwartek, 17 lutego 2011

koci dzień

autoportret 

dzień koci 
podciąga kolana 
pod brodę 
drapiące skarpety 
i drapiące rozmowy 
całodzienne 
mięciutkie.

środa, 16 lutego 2011

bardzo raczej nieprzyjemnie rozchorowana. z kolejnymi kubeczkami herbatki, z żurawiną. kubeczki-sztuk sześć, przywiezione, sprezentowane, jednego zbiłam. z kotem, który głośno chrapie, udaje psa i wcale mnie nie chce leczyć. a od wczoraj ze Szwają, po ciężkich bojach z literaturą bardziej ambitną. bez większych emocji, podziękujemy.

poniedziałek, 14 lutego 2011

John Lennon i Yoko w obiektywie Leibovitz, zrobione przypadkiem.
A mnie całkiem przypadkiem omija dzisiejsze słońce, mroźne i tandeta dzisiejsza też. Obdarowujemy się zatem wzajemnie czułościami z kotem, który chrapie, termometrem, który sprawdza, czy nie ma progresu i "Pochwałami macochy" o miłości całkiem tylko fizycznej. I choćbym nie wiem jak bardzo krzyczała, że mnie ta tandeta nie interesuje, to marzy mi się uczulający, taki intensywnie pachnący hiacynt. Żeby przyszedł i mnie wyciągnął spod tych kocyków. Hiacynt. Wcale nie tandetny. Ze sztywną zieloną łodygą i masą delikatnych pączków. Wiosenny taki.

piątek, 11 lutego 2011







dzień jest na nie.

wtorek, 8 lutego 2011

w upojnej nocy
upojonej lepkim winem

w spojrzeniu
na dwie poduszki
czekajęce
 mdleję. 

opadam
padam pod ciężarem
kradzionego camemberta
ukrytego
przed samą tylko sobą
skradzionego
z lodówki
własnej
czuję.

wpada powietrze wiatrem
w domu nie wieje
tutaj pachnie
zgniłą zimą
złudnym zalążkiem
wiosny
patrzę.

na pustą poduszkę
nie oddycha
nie widzi
nie czuje nawet
że ją głaszczę
delikatnie
czeka.

w niewiedzy
niedowiedzy
w niechcę-wiedzy
układając pytajniki
z camemberta
trwam.

poniedziałek, 7 lutego 2011


śnił mi się Chińczyk nad pełną miseczką ryżu. płakał. 
czekał. 
nie potrafił.