wtorek, 21 sierpnia 2018

Niebo na własność- Luke Allnutt

    Przyznaję, że zapomniałam o tej książce. Przyszła do mnie dawno temu i bardzo chciałam ją przeczytać. W ankiecie wydawnictwa Otwartego wybierałam do niej okładkę. Ta wydawała mi się bardzo pasować do informacji na temat fabuły.  Spodziewałam się czegoś ciekawego, ale nie myślałam, że przeczytam ją w kilka dni, a nie będę mogła o niej zapomnieć jeszcze wiele tygodni. 
    Anna i Rob są strasznie normalną parą. On informatyk, ona księgowa. Starają się o dziecko. Po dwóch poronieniach, które oboje bardzo przeżywają, na świat przychodzi upragniony Josh. Są szczęśliwi. Do czasu kiedy Josh niespodziewanie mdleje. Okazuje się, że chłopiec ma guza mózgu. Przed rodzicami najtrudniejszy czas w życiu. Staną przed wieloma trudnymi wyborami, z których żaden nie przyniesie tego, czego chcą najbardziej. Przez cały czas będą szukali nadziei. I odpowiedzi, dlaczego akurat Josh? Dlaczego to nie mogło przytrafić się nikomu innemu.. 
   To wcale nie brzmi jak fabuła bestsellera, prawda? Ale spróbujcie spojrzeć na okładkę. I jeszcze raz przeczytać, o czym jest ta książka. Wczoraj skończyłam czytać i w zasadzie do dzisiaj próbuje znaleźć słowa, jakąś tę książkę zarekomendować, ale...to trudne. Nie można powiedzieć, że jest ciekawa, dobra. Jest bardzo trudna. I niesamowicie piękna. 
    Ciężko mi jest wyobrazić sobie tragedię większą, niż śmiertelna choroba własnego dziecka. To niesprawiedliwe. Z drugiej strony, kiedy choruje dziecko, choruje cała rodzina. Autor opisuje, jak bardzo zmienia się ich życie. Nie tylko z tych oczywistych powodów, ale także jak zaczyna ich postrzegać świat, bliscy. Jakby byli trędowaci. Jakby ich dzieci mogły zarazić się rakiem od Josha. Bezbłędnie wytyka w jaki sposób inni zwracają się do rodziców chorego dziecka, jak nieudolne są ich próby pomocy. Patrząc na to z innej strony...Sami pewnie zachowalibyśmy się podobnie.  Skłania do przemyśleń.
    To, co chyba najbardziej mnie zaskoczyło, to fakt, że autorem książki jest...mężczyzna. To z pewnością pozycja, po którą częściej sięgną kobiety. Luke Allnutt jest dziennikarzem mieszkającym w Pradze. Kilka lat wcześniej jego ojciec zmarł na raka mózgu. To jego debiut. Tym bardziej jestem pod wrażeniem. Chociaż narratorem jest mężczyzna, ojciec Josha i jego spojrzenie z pewnością jest zgoła męskie, to ciągle ogromnie wzruszające.  
    Gdybym miała powiedzieć o tej książce jedno zdanie to jest to książka o miłości. Pięknej i bolesnej miłości. O tej pomiędzy ojcem i synem. Ale także o tej, która zostaje wystawiona na ogromną próbę, tej pomiędzy rodzicami.  
   "Niebo na własność" to książka pełna wspaniałych, cennych symboli, takich, które rozumieją tylko rodzice i ich dzieci. Nic nie wzruszyło mnie bardziej, niż moment, w którym ojciec wspomina, jak Josh mówi do niego tatusiu. Tatusiu...W zasadzie wzrusza mnie to do teraz. 
   Nadal nie wiem, jakich słów powinnam użyć, żeby przekazać, jak dobra jest ta książka. Po prostu trzeba ją przeczytać. I polecić dalej, mamie, siostrze, przyjaciółce. Z niecierpliwością czekam na kolejne książki autora. 


czwartek, 16 sierpnia 2018

Francuskie lato- Catherine Isaac

      Ostatnio mam strasznie mało czasu na czytanie i jeżeli sięgam po książkę, to chciałabym, żeby wciągnęła mnie bez reszty. Francuskie lato miało być jak Zanim się pojawiłeś Jojo Moyes. Nie mogło być lepszej rekomendacji. 
    Główna bohaterka, Jess wyjeżdża do Francji na wakacje, do ojca swojego syna. Rozstała się z Adamem kilka lat wcześniej i utrzymuje z nim bardzo chłodne stosunki. Zgadza się na wakacje za namową matki. Mama Jess choruje na chorobę Huntingtona. Jak wyjaśnia autorka, to śmiertelna choroba, jakby połączenie Alzheimera, stwardnienia zanikowego bocznego i Parkinsona. Jess spróbuje odbudować relacje ojca z synem, sprostać oczekiwaniom matki. 
    Nie wiem, czy muszę komuś przypominać "Zanim się pojawiłeś" Moyes. To historia trudnej miłości pomiędzy młodą kobietą i sparaliżowanym mężczyzną. Powieść o bardzo trudnym wyborze pomiędzy życiem i śmiercią. Przyznaję, spodziewałam się czegoś równie emocjonującego, albo podobnego w fabule. Tak naprawdę, liczyłam na morze łez. Ostatecznie jednak spadło ich zaledwie kilka.  
   To przede wszystkim opowieść o rodzącej się na nowo miłości, o budowaniu relacji ojca z synem. Postać chorej matki jest tu na drugim planie, chociaż choroba ostatecznie zawsze ma ostatnie zdanie. Huntington jest genetyczny.  
    Jednak gdzieś mniej więcej w połowie "Francuskie lato" zaczęło mnie wciągać. Może nie jako wyciskacz łez, raczej jak całkiem przyjemny, dorosły romans. 
   To natomiast, co podobnie jak w "Zanim się pojawiłeś" ostatecznie wpływa na moją ocenę, to zakończenie. Tutaj nie mogę zdradzić zbyt wiele, ale...przy tak strasznej chorobie śmierć może przynieść nie tylko tęsknotę, żal i poczucie niesprawiedliwości, ale także...spokój. To chyba w tej książce najtrudniejsze i to łączy ją z książką Moyes. Trudno nam bowiem zgodzić się z tym, że śmierć może być w jakiś sposób ulgą. Nie tylko dla chorego ale także jego bliskich. Wszyscy dotknięci chorobą członka rodziny cierpią. I wszyscy w jakiś sposób potrzebują...ulgi. 
    Chciałabym przeczytać coś jeszcze autorki. Czyta się ją szybko, lekko, chociaż nie na tyle, żeby fabuła nie osadziła się gdzieś w głowie czytelnika. 
   "Francuskie lato" to niemal w całości wakacyjna historia, taka, którą czyta się na plaży, w kilka godzin. Zakończenie pozostawia jednak czytelnika z wieloma otwartymi, trudnymi kwestiami. Do przedyskutowania, przemyślenia.