piątek, 19 grudnia 2008

Pamiętam, to był chyba jeden z pierwszych wyjazdów, który spędzałam i zaplanowałam sama. Gdańsk, wrzesień, niewielu turystów, może po za kilkoma studentami. Uciekałam przed samotnością do pięknego parku. Siadałam gdzieś z dala od wścibskich spojrzeń i obserwowałam ludzi. Młode matki z uroczymi dziećmi, starszych ludzi, którzy powoli spacerowali i jakby bardziej zwracali uwagę na piękno tego miejsca, zakochanych ze wzrokiem bezmyślnie wbitym w siebie nawzajem. Któregoś dnia zauważyłam, że na przeciwko mnie siedzi młody, kompletnie niepasujący do tego miejsca mężczyzna. Był chyba wysoki, przystojny, wyglądał w tej scenerii co najmniej romantycznie. Zgrabną dłonią cały czas zapisywał coś na dużym arkuszu białego papieru, tylko co jakiś czas podnosząc wzrok i patrząc gdzieś daleko. Zdawał się zupełnie nie zauważać tego, co się wokół niego działo. Trudno było na niego nie patrzeć, wyglądał trochę tak, jakby był z zupełnie innego zakątka Ziemi. Przestali mnie interesować przechodzący ludzie, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Zaczęłam zastanawiać się jak ma na imię, czy ma rodzinię, gdzie pracuje, skoro może w samym środku dnia przesiadywać tutaj i w końcu co z takim zapałem zapisuje. Ścieżki zaczęły robić się puste, robiło się coraz później, nie było już spacerujących matek, ani nawet zakochanych, a młody człowiek nadal tam siedział, ciągle nie zauważając, że mu się przyglądam. Zaczęło mnie to nawet trochę irytować, czułam się jakby ignorowana. Coraz intensywniej zaczęłam myśleć o tym, żeby do niego podejść i zapytać co pisze, i dlaczego tak bardzo angażuje to jego uwagę. Poczułam, że zepsół mój spokój tego miejsca. Do tej pory nie było tu nikogo, na kim zatrzymałabym wzrok dłużej niż kilka minut. Chyba nawet byłam na niego trochę o to zła. Jeszcze bardziej chciałam do niego podejść. Dzieliło nas jakieś 50 metrów. Wstałam, szłam w jego kierunku, nie zauważył. On teś wstał, zamknął notatnik, w którym pisał i ruszył w przeciwnym kierunku. Z notatnika wypadła kartka, ktorą przed chwilą zapisywał. Podniosłam ją, on w tym czasie przyspieszył, co sprawiło, że odległość mniędzy nami rozpaczliwie wzrastała. Bałam się za nim pobiec, chciałam zobaczyć, o czym pisał, z drugiej strony wiedziałam, że oddam mu to. Mimo, iż szedł tak szybko, cały czas zdawał się kompletnie nie widzieć otaczającego go świata. Energicznym krokiem prawie wbiegł na ulicę. Nagle jakby się obudził, odwrocił głowę w prawą stronę. Stanął twarzą w twarz z autobusem. Słychać było czyiś krzyk i uderzenie. Ciągle trzymając w dłoni jego kartkę wróciłam do parku.
Miał piękne, wręcz kaligraficzne pismo.
"Droga ...
Piszę do Ciebie, bo już dłużej tak nie potrafię. Cztery lata temu oddałem Ci swoje serce. Byłaś dla mnie całym światem. Uwielbiałem chwile spędzone z Tobą, nie potrafiłem wyobrazić sobie, jak mógłby wyglądać świat bez Ciebie. Kochałem Cię.
Teraz wiem jednak, że zrobiłem błąd. Nie potrzebowałaś mojego uczucia, wcale go nie chciałaś. Nie wiem, kim dla Ciebie byłem. Wiem, że nie chcę żyć bez Ciebie, nie chcę. Chcę Ciebie. Prawdziwiej, tej która tak pięknie się uśmiechała. Nie tej, która nie potrafi być wobec mnie szczera..."

Prosiłabym-bez interpretacji. Bez porównywania. To ja wiem, gdzie zaczyna się fikcja.