Romy jest jedną z nielicznych ocalałych w zbiorowym samobójstwie w odizolowanej od świata sekcie. Po wyjściu ze szpitala psychiatrycznego rozpoczyna życie w rzeczywistości, której nie rozumie, która, jak nauczono ją w sekcie, niesie śmiertelne zagrożenie. Nie jest jednak jedyną z ocalałych, musi znaleźć pozostałych, w tym swoje rodzeństwo.
Sarah, siostra matki Romy, postanawia zaopiekować się dziećmi, które przetrwały samobójstwo. Przyjdzie jej zmierzyć się z dziećmi, które zostały wychowane w czekającej na koniec świata sekcie.
Po opisie wydawcy spodziewałam się historii, w której uratowana z sekty Romy ucieka przed innymi ocalałymi członkami i próbuje ułożyć sobie życie. To jednak zupełnie inna historia. Romy sama będzie próbowała znaleźć ocalałych i wcale nie będzie chciała odciąć się od tego, w czym żyła.
Być może to właśnie jest główna wartość i to, co wzbudziło we mnie strach w tej książce. To, w jaki sposób zatruty sektą umysł postrzega rzeczywistość i to, że nie da się zmienić myślenia takiego ocalałego z dnia na dzień.
Nastawiłam się na zupełnie inną historię i ciężko było mi się przyzwyczaić do tego, o czym czytałam. Podobnie jak w ostatnio czytanym przeze mnie "Dylemacie" to thriller bardziej psychologiczny. Wpływający na czytelnika w taki dziwny, pokrętny sposób. To, w jaki sposób sekta nieodwracalnie zatruła umysły bohaterów książki, jest przerażające.
Denerwowała mnie postać Sarah'y. Była taka...bez wyrazu, nie było w niej niczego charakterystycznego. Nawet jeżeli pomyślana jako rozwiedziona, smutna kobieta, wydawała mi się bardzo naiwna i podporządkowująca. Kontrast pomiędzy myśleniem dzieci z sekty, a dorosłej kobiety, był pewnie celowym zabiegiem ale w jakiś sposób pokazywał, że ten sekciarski sposób postrzegania świata wygrywał, a to wzbudzało moją irytację.
Dziwna, nieprzewidywalna historia. Wzbudziła we mnie cały wachlarz emocji, od obrzydzenia, przez zaciekawienie, po złość. Thiller, który zaskakuje.