niedziela, 24 listopada 2013

Trzecia

   Obudził ją sen. Nie koszmar, przyjemny sen. Przyjemne sny śniła zawsze z soboty na niedzielę, kiedy rzeczywistość prawie wcale jej nie stresowała. Takie sny, które przynoszą poczucie bezpieczeństwa, w których wszystko jest tak szczęśliwe, że aż realne. Spojrzała na sufit nad sobą, który odbijał światło z ulicy, jeszcze szaro-czerwone, jeszcze czas. Zimno. Zakręciła wieczorem grzejniki. Owinęła się kołdrą ciasno, pod samą brodę. Drżały w niej jeszcze emocje przerwanego snu. Uśmiechnęła się sama do siebie.  Śniło jej się, że nie było żadnej Trzeciej.
   We śnie jakoś zupełnie uciekło jej, że to ona była Trzecią. Minęło już tyle czasu, prawie zupełnie o tym zapomniała...No chyba, że jej się przyśniło. We śnie nie było Trzeciej, ale to wcale nie oznacza, że nie było jej. To ona była Drugą. Drugą, parzystą, tą, o której miejscu tak marzyła, a którą z całych sił starała się wyprzeć ze swojej świadomości.
   Zaczęło się niewinnie, od słowa do słowa, wymiany uprzejmości. Rozmowy o niczym przeciągane do północy, kiedy to w magiczny sposób rozwiązują się języki, zacieśniają więzi. Senne poranki, szybko przeżywane dni, żeby tylko skończyć wczoraj zaczętą rozmowę. A potem więcej i więcej...Pierwsze spotkanie, drugie i trzecie.I pierwsze spotkanie we trójkę. Pierwsze zderzenie z rzeczywistością. We trójkę się nie da. Została tą nieparzystą. Przyglądała się Drugiej i wmawiała sobie wyższość nad nią. To od niej uciekał nocami, żeby odpisać na wiadomości Trzeciej. Przyglądała się z boku, szybko uciekała do domu, chowała się głęboko pod kołdrą i pisała. Tu byli we dwoje. Szybko zapominała to co niedobre. Szybko nauczyła się utrzymywać wszystko w tajemnicy. Przed wszystkimi. Równie szybko nauczyła się savoire-vivre'u tego typu znajomości. Niepisanego regulaminu słów zakazanych. O tęsknocie, uczuciu, oddaniu, poczuciu bezpieczeństwa, decyzji, postanowieniach, tej Drugiej, o tym nie wolno wspominać. Konsekwencje tych słów ponosi zawsze ona, bo to jej tęsknota, jej uczucia. Tęsknota nieparzysta. Doskonale potrafił uświadamiać jej, że to wyłącznie jej problem. Szybko zapominała. Przecież lepsze to niż nic. A to zupełnie nic, to tylko na chwilę, do póki nie pojawi się rycerz na białym rumaku i odbije ją z tego chorego układu. Tylko na chwilę, przecież nikt nic nie zauważy. 
   A potem się przyzwyczaiła. I było jej w tym układzie dobrze. Nie mogła zostać odrzucona, nie było mowy o rozstaniu, bo nie było układu, który trzeba by rozwiązywać. 
   Nie chciała tego kończyć. Samo się zadziało. Dopiero wtedy okazało się, że wiedzą wszyscy. Nie było żadnej tajemnicy. Nie było też odwrotu. Skończone. I doskonale wiedziała, że to dla niej dobre, to dla niej zdrowe. 
   Schowała się jeszcze głębiej pod kołdrę. Z całych sił zaciskała powieki, chcąc wrócić do bezpiecznego snu. Wiedziała, że dawno zastąpiła ją następna Trzecia. Druga pozostała niezmienna. Chyba powinna włączyć grzejnik, w pokoju jest naprawdę zimno. Zapowiadali pierwsze przymrozki. Gdyby mogła, cofnęłaby czas. I nigdy nie zgodziła się na nieparzystość.