czwartek, 30 listopada 2017

Gwiazdka z nieba- Katarzyna Michalak

Ile razy już mówiłam, że więcej się z Katarzyną Michalak nie spotkam? Znowu przegrałam...Wszystko dlatego, że przegrywam  niemal wszystkimi świątecznymi książkami.
  Natalniel jest ratownikiem TOPR. W wigilijny wieczór wyrusza na poszukiwanie zaginionch młodych ludzi. Znacznie później trafia na mazurską wieś, pod chatę na końcu świata. Spotyka życzliwych ludzi, którzy spróbują mu pomóc. Ale i takich, którzy za wszelką cenę będą chcieli wygonić gościa z Sennej.
   Główny bohater, mężczyzna (!) jest mimo swojego młodego wieku, bardzo potargany przez życie. Nie ma matki, z powodu wypadku z górach utyka na jedną nogę. Zatrzymuje się w Sennej tylko na chwilę, ale...wpada na Martę, która nie pozwala mu odjechać. Pomaga mu pozbierać życie. Sielanka kończy się, kiedy n drodze Marty staje Rosjanin, Siergiej. Namiesza w życiu wszystkich bohaterów.
  Po pierwsze, spodziewałam się lektury bardzo świątecznej. Niestety...Święta pojawiają się tu zaledwie na końcu i na początku historii. Szkoda. 
    Historia Nataniela jest bardzo skomplikowana, autorka nie od razu odkrywa wszystko przed czytelnikiem. Sielankowy obraz za każdym razem coś, lub ktoś, niszczy.
    Drugoplanowa Marta też ma swój kawałek opowieści i wydaje mi się ona nieco ciekawsza niż historia Nataniela. Marta jest samotną krawcową. Ale nie od zawsze nią była. Kiedyś piastowała dużo bardziej odpowiedzialne stanowisko. Poza tym Marta mimo ogromnej niechęci do Siergieja, zbira trzęsącego całą wsią, czuje też dziwne przyciąganie...
   Jest też Mateusz. Potraktwany pod koniec historii nieco po macoszemu, początkowo towarzyszy Marce w pomocy Natanielowi. Poczciwy leśniczy. Przyjaciel Marty. Czy aby na pewno przyjaciel?
   Sporo się dzieje, historia jest idylliczna, trochę bajkowa, jak przystało na panią Michalak. Zabrakło mi Bożego Narodzenia w większej części powieści. Wszystko jednak rekompensuje nowy bohater na ostatich stronach. Nie powiem nic więcej, nie chcę Wam psuć zabawy ale...dziewczynka na okładce nie znalazła się przez przypadek. 

piątek, 24 listopada 2017

Czasami kłamię- Alice Feeney

  Są trzy rzeczy, które musicie wiedzieć o głównej bohaterce
 1. Jest w śpiączce 
 2. Mąż już jej nie kocha 
 3. Czasami kłamie 
   Okolice Bożego Narodzenia. Amber pracuje w porannej audycji radiowej, wiedzie spokojne życie mimo, że jest nieco...neurotyczna. Czytelnik poznaje ją w trzech wymiarach czasowych. Po pierwsze Amber leży w szpitalu w śpiączce. Nie może się poruszać, ani mówić, ale słyszy, co się wokół niej dzieje. Nie pamięta jednak, co wydarzyło się wcześniej i to właśnie wspomina w tym drugim wymiarze. Trzeci to dzienniki kilkuletniej dziewczynki.   
   Słyszałam o niej same dobre opinie, chociaż po opisie zamieszczonym przez wydawcę w zasadzie...trudno domyślić się czegokolwiek. Wielka niespodzianka.  
   Amber jest dziwna...Chociaż trudno jej nie współczuć. Życie jej nie oszczędzało. Dziwna sytuacja z rodzicami, trudna relacja z siostrą, która teraz wyraźnie zbyt często kręci się wokół męża Amber, Paula. Jak jednak doszło do wypadku, po którym zapadła w śpiączkę? Czyżby ktoś chciał...zrobić jej krzywdę? 
   Ta książka jest..dziwna. Trudno się od niej oderwać, jednak...budzi w czytelniku sprzeczne emocje. Głównie za sprawą głównej bohaterki. Z jednej strony wzbudza litość, jednak z drugiej...kłamie? To może oznaczać, że każde wydarzenie w powieści może być nieprawdziwe. Poniekąd...Kiedy autorka zaczyna odkrywać przed czytelnikiem kolejne karty, nic nie jest takie jakie się wydawało. Ani nikt.
   Świetna. Naprawdę bardzo dobry thriller. Zostawia czytelnika ze sporym kacem. Idealna propozycja dla tych, do których nie przemawiają przedświąteczne opowieści o cudach. Tutaj są Święta, ale za grosz cudów. Jest za to nieprzewidywalna akcja. I nieprzewidywalna Amber. Amber, która w ogóle nie jest taka, jaką się wydaje.

piątek, 17 listopada 2017

Zamarznięte serca- Karolina Wilczyńska

   Pierwsza zimowa, przedświąteczna propozycja od Wydawnictwa Czwarta Strona. Mam ogromną słabość do czytania książek "sezonowo". Jeszcze większą jeżeli chodzi o pozycje świąteczne. Jestem z tych, dla których Święta mogłyby trwać już od drugiego listopada. 
   Liliana przyjmuje do swojego bardzo zorganizwanego życia zbuntowaną nastolatkę. dziewczyna, jak się później okaże, wprowadzi w jej rzeczywistość sporo...zmian. 
  Róża jest nieśmiałą nauczycielką, bardzo stroni od towarzystwa mężczyzn. W szczególności przed jednym... 
   Wioletta jest w ciąży. Z lekkim opóźnieniem dowiaduje się, że urodzi bliźniaki. Walczy o zainteresowanie...własnego męża. 
   Malwina właśnie aspiruje do bycia buisnesswoman. Chciałaby być taka jak Liliana. 
   Po pierwsze, chyba spodziewałam się jedej głównej bohaterki. Nic nie wskazywało na to, że ma być ich więcej, ale...może to i lepiej. Liliana początkowo bardzo denerwuje. To zamierzony, jak myślę, zabieg ale nieco...sztuczny. W momencie, w którym zaczęłam się do niej przekonywać, zrozumiałam jej przemianę, autorka przerzuca sie na Różę. 
  Wszystkie bohaterki mimo, że się przyjaźnią, są skrajnie różne. Czytelniczka ma się pewnie odnaleźć gdzieś pomiędzy nimi.  
   Czy są Święta? Są! I to aż cztery razy, bo wszystkie opowiadania dzieją się w równoległym czasie. Ciekawy zabieg i przede wszystkim ciągle jest świątecznie. Chociaż nie jakoś bardzo, to bardziej daty, pojdyncze sytuacje, niż fabuła oparta na Bożym Narodzeniu. Dlatego też można już czytać :). 
   Cztery niedomknięte historie. Autorka zostawia zapewne miejsce na kolejną część, ale też pozwala czytelnikowi uruchomić wyobraźnię, nie wykłada wszystkiego na tacy. Za to ogromny plus. 
   Idealna na już. Wprowadziła mnie w klimat, w którym mam zamiar pozostać do końca grudnia. Ciepła, lekka, na jeden wieczór. Może ten, podczas którego spadnie pirwszy śnieg? 

niedziela, 5 listopada 2017

Mgnienie- Marcel Woźniak

   Mniej więcej rok temu Marcel zadebiutował biografią Leopolda Tyrmanda. Pamiętam, jak bardzo zaimponował mi ogrom pracy, jaką wykonał przy tej książce. Pół roku później Czwarta Strona wydała pierwszą część kryminalnej trylogii. Byłam pod wrażeniem. Poprzeczka została zawieszona dość wysoko. 
   W "Powtórce" detektyw Leon Brodzki zostaje przydzielony do sprawy, która niebezpiecznie przypomina pewną historię z przeszłości. Zagadka teoretycznie zostaje rozwiązana, a morderca złapany. W "Mgnieniu" okazuje się jednak, że wszystko dopiero się zaczęło. Ginie Sara, córka detektywa. Nie żyje policjant. Morderca publikuje w sieci tajemnicze nagranie. Nic nie jest takie, jakie się wydaje. 
   Przy kolejnych częściach kryminału zawsze mam pewne obawy, że powtórzą schemat. Nawet jeżeli "Powtórka" wciąga bez reszty, trudno byłoby czytać dwa razy tę samą historię... 
  Jednak poza bohaterami nic w "Mgnieniu" nie wydaje mi się takie samo. Leon Brodzki przeszedł zdaje się przemianę, której nie zarejestrowałam. Z detektywa trochę w "Powtórce" błądzącego we mgle, staje się człowiekiem stanowczym, Marcel nadaje mu mocny charakter. Wydaje mi się, że głównie za sprawą czarnego humoru. Humoru samego autora. Gorzki dowcip w najmniej odpowiednich momentach. Świetny.   
    Akcja częściowo zmienia swoje miejsce, drugoplanowi bohaterowie z pierwszej części, pojawiają się tutaj z własnym wkładem w historię. Mnogość bohaterów i sporo niespodziewanych wydarzeń pcha akcję do przodu.Naprawdę szybko.
   Marcel wydaje się dojrzewa...kryminalnie. Sceny są tu znacznie bardziej sensacyjne, sporo zwrotów akcji, zupełnie zaskakujących. Wszystko gna, chociaż czytelnikowi naprawdę trudno przewidzieć w jakim kierunku. Momentami wydaje się, że fikcja literacka zaczyna żyć swoim życiem i tak, jak to powinno mieć miejsce w kryminale, dzieją się rzeczy, o które naprawdę trudno w rzeczywistości. Nie mam tu na myśli nic fantastycznego, nie aż tak. Dzieją się natomiast rzeczy naprawdę...nierealne.
   Akcja zatrzymuje się w wątku obyczajowym, którego znacznie mniej w "Powtórce". Brodzki ma uczucia, zdaje się, że kocha, chociaż ponownie, w zupełnie nieszablonowy sposób. Jest tu taka scena, piękna, bardzo obyczajowa, zmienia spojrzenie czytelnika na głównego bohatera. Okazuje się, że Leon walczy również w sobie, o...miłość. 
  "Mgnienie" wymyka się schematowi kryminału, do jakiego przywykłam. Jest bardzo sensacyjne. Czyta się to trochę...scenami. Do mojej wyobraźni one trafiają, widzę je. Jak w filmie. 
  I znowu...ostatecznie nic nie wiem. Czekam na kolejną część, mam nawet pewne podejrzenia, jak się potoczy...
  Marcel, z przyjemnością patrzę na Twoją literacką drogę. "Mgnienie" jest świetne. Literacko. Nie wiem, co wymyślisz w kolejnej części, wiem natomiast, że zrobisz to dobrze.