czwartek, 6 października 2022

Supernormalsi. Jak trudne doświadczenia w młodym wieku budują naszą odporność psychiczną- Meg Jay

  


  Zastanawialiście się kiedyś, na czym uczą się psychologowie? Lekarz ogląda wątrobę, mózg w formalinie. Potem na różnych stażach przygląda się zabiegom, obserwuje pacjentów. Dobrze, a psycholog? Ze względu na wyjątkową formę pracy, bardzo często jeden na jeden, trudno byłoby pozwolić studentowi na "podglądanie" konsultacji. Obecność osób trzecich wpłynęłaby na nawiązanie kontaktu, zawiązanie tej swoistej, opartej na zaufaniu i poufności, relacji. Dlatego studentów wpuszcza się do gabinetów raczej rzadko. Jak zatem mają się nauczyć, jak powinna wyglądać taka wizyta? Często ćwiczy się "na sucho", odgrywając scenki. Ale można prościej. Podstawą zrozumienia wielu mechanizmów jest studium przypadku. Czyli to, co jako studentka lubiłam najbardziej ;-). 

    Dlaczego o tym wspominam? Ano, bo "Supernormalsi" to w moim odczuciu właśnie takie stadia przypadków pewnych bardzo wyjątkowych osób. Nad wyraz odpornych dorosłych, którzy w dzieciństwie zostali narażeni na jakieś dezadaptacyjne czynniki. Autorka początkowo opisuje, bazując na wynikach badań, statystycznie, co takiego musi się wydarzyć, żeby trudność w dzieciństwie zaowocowała takim "supernormalsem". Opowiada również o tym, jak bardzo takie osoby fascynują badaczy. Czy jednak to będzie najciekawszy aspekt tej książki? Dla czytenika nie-psychologa, nie wiem. 

    Wiem natomiast, co z pewnością jest ogromną jej wartością. Taką, dzięki której z czystym sumieniem mogę ją polecić każdemu czytelnikowi. Opowiada ona historie osób, które przezwyciężyły, często trudne do zrozumienia, trudności. Te relacje, czy jak nazywają je psychologie stadia przypadków, to ogromna lekcja. Taka, z której każdy z nas, w domowym zaciszu, spod ciepłego kocyka, może czerpać lekcje. To też książka, która w moim odczuci, niesie nadzieję. Nadzieję na to, że bez względu na to, co chowamy w piwnicy, życie ma prawo wielokrotnie nas zaskoczyć. 

    Widzę jeszcze jedno, bardzo ważne zastosowanie tej książki. Poza tym, że podnosi świadomość swojej odporności psychicznej, zwraca uwagę na to, w jaki sposób należy o tę odporność dbać. Z zatkanym uchem idziemy do laryngologa, z bolącym zębem do stomatologa, a z całą walizką trudności z dzieciństwa do...no właśnie. Tę walizkę należy zanieść na terapię. I chociaż nasza świadomość w tym zakresie jest coraz większa, nigdy dość takich książek, które mają szansę kogoś do tego skłonić. 

piątek, 16 września 2022

Rów Mariański- Jasmin Schreiber


    Tajemniczy debiut niemieckiej pisarki i biolożki.  Zachęcił mnie opis słodko-gorzkiej opowieści. I tego, że miała to być historia żałoby. 
    Główna bohaterka, Paula, straciła brata. Trudno jej pogodzić się z żałobą. Chociaż może pogodzić, to niezbyt trafione słowo. Ta żałoba jest w życiu Pauli, przenika je na wskroś, dominuje w jej codziennych aktywnościach. Bohaterkę poznajemy w momencie, w którym, jak mi się wydaje, zaczyna ona trochę się ze swoją żałobą targować. W nocy na cmentarzu Paula poznaje starszego pana. Chociaż mężczyzna jest bardzo odpychający, to zbieg dziwnych okoliczności powoduje, że ich losy splatają się. 
    Żałoba jest procesem. Jest sytuacją, która kiedy się przytrafia, nie jest stanem, z którego można się "wyleczyć", "wyjść". Zrozumienie tego, w dzisiejszym świecie, gdzie stanów, zaburzeń, chorób, trudności, pozbywamy się szybko, skutecznie, jest... bardzo trudne. A wydaje się być kluczowe, dla tego procesu. Żałoba, po tym pierwszym etapie, najbardziej burzliwym, jest stanem stałym, towarzyszącym żałobnikowi bez przerwy. I tak też jest w "Rowie Mariańskim". Książka idealnie obrazuje drogę, jaką przechodzi się będąc w żałobie. To nie tak, że Paula w ogóle się nie uśmiecha, nie zauważa śmiesznych sytuacji w podróży ze starszym panem. One są, widzi je ale ciągle z tym żałobnym bagażem. 
    Nie kłamali ci, którzy mówili, że to przyjemna powieść drogi. Nie o żałobie, która wzbudza współczucie. Raczej o żałobie, która towarzyszy. Powieść, która niesie nadzieje, przyjemnie kołysze, myślę, że osobom będącym w żałobie mogłaby przynieść spokojne ukojenie. 

środa, 31 sierpnia 2022

I że ci nie odpuszczę- Joanna Szarańska

 
    Oto przed Państwem wznowienie debiutanckiej serii Joanny Szarańskiej w nowej szacie graficznej. 

    Kalina na dniach ma stanąć na ślubnym kobiercu. Ślubu jednak nie będzie. Zamiast niego pojawi się gorycz, rozczarowanie i... podróż "poślubna" w pojedynkę. Co tam się będzie działo! W dworku, do którego dotrze Kalina nic nie jest takie, jakie mogłoby się wydawać. Będzie intryga, wątek kryminalny. 

    Jestem wielką fanką książek Joanny, głównie tych świątecznych. Seria "Cztery płatki śniegu" to moja ukochana świąteczna seria. Uważam, że nie ma doskonalszej. Ale... przede mną debiut. Zakładam, że autorzy dochodzą do pewnej wprawy, nabierają lekkości pióra z czasem. Zatem z debiutami może być różnie, może trochę sztywno? 

    Nie tym razem ;-). Jest zabawnie. I nieprzewidywalnie. Ale to co dla mnie było najprzyjemniejsze- jest sielsko, wiejsko tak bardzo jak lubię. Akcja tej powieści toczy się gdzieś na początku wakacji, więc jeżeli chcielibyście zatrzymać wakacje jeszcze na chwilę w swoim sercu- gorąco polecam. Generalnie polecam, jesiennie również. Bo ta książka to idealny poprawiacz nastroju. Nie jest na poważnie. Za to jest pięknie, leciutko, świeżo. I tym, którym tak jak mi, ta książka bardzo się spodoba podpowiadam- Czwarta Strona wyda w tej szacie kolejne tomy tej historii :-). 

środa, 17 sierpnia 2022

Nie ma tego złego- Lauren Weisberger

    Jakie cechy powinna mieć idealna powieść na wakacje? Dla mnie powinna wciągać, szybciutko się czytać. Nie być nazbyt angażująca ale też na tyle wciągać, żebym miała ochotę sięgać po nią w każdej chwili.      Trzy przyjaciółki. Karolina, eksmodelka, żona polityka, zostaje niesłusznie oskarżona o jazdę pod wpływem. Miriam, przyjaciółka Karoliny, porzuciła karierę prawniczki na rzecz opieki nad dziećmi. Coraz bardziej zaczyna do niej docierać, że rezygnując z pracy, zrezygnowała również z opiekowania się... sobą. I Emily, która wyciąga gwiazdy z PR-owych kłopotów. W tym dziwnym biznesie, okazuje się, można bardzo szybko spaść ze świecznika...
 Tak, to jest dokładnie taka historia, jakiej się spodziewacie. Dynamiczna, zabawna, egzotyczna dla nas, ze względu na opis życia Amerykanek, tak odległy od naszego własnego. Bohaterki są bardzo współczesne. Nie ma żadnej szlachetnej solidarności. Bliżej im raczej do po prostu wsparcia, które musi współgrać z ich własną codziennością. Co nie zmienia faktu, że postawią świat na głowie, by móc przywrócić Karolinie utraconą reputację.
     Tak, to z pewnością książka, którą należałoby zabrać ze sobą na plażę. Kolejny raz seria Wydawnictwa Albatros, "Mała czarna"- nie zawiodła. Polecam gorąco!
PS. Fanki historii "Diabeł ubiera się u Prady" będą nią zachwycone ;-) 

wtorek, 21 czerwca 2022

Ostatni turnus- Marcin Wojdak i mój prywatny, najważniejszy turnus

     
    Chyba nie będę potrafiła oddać ekscytacji, którą poczułam, kiedy pierwszy raz zobaczyłam tę książkę. W końcu, żaden przewodnik, nic nudnego, książka o wczasach rodem z PRL-u, o ośrodkach, które, jak może Wam się wydawać, dawno nie istnieją, a już z pewnością nikt do nich nie przyjeżdża, a one trwają. I trwać będą nieco dłużej, zapisane na kartach książki Marcina Wojdaka. 

    Zaraz po fali pierwszej ekscytacji, przyszła jednak pewna trwoga. To jest niszowa książka. Nie wiem, czy wśród moich obserwatorów, czytelników, znajdą się jacyś amatorzy wczasów i starych ośrodków pachnących zawilgoconym drewnem (to bardzo specyficzny zapach, pamiętacie go być może z biwaków w podstawówce. On nadal tam jest, w tych ośrodkach). Do rzeczy jednak, opowiem o książce tym, którzy są nią zainteresowani, lub też tym, których zwabiłam obietnicą opowiedzenia pewnej prywatnej historii. 

    Autor stworzył bardzo subiektywny przewodnik po zapomnianych, choć nadal działających ośrodkach wypoczynkowych w Polsce. W książce znajdziemy mapę (chwilę mi zajęło, by nauczyć się ją czytać), po niej natomiast szybko dotrzemy do interesujących nas ośrodków. Tych, które być może odwiedzaliśmy sami, w latach swojej młodości, albo tych, które pamiętamy z kolonii w podstawówce. Nie znajdziemy jednak przy nich obszernych opisów, czy peanów na cześć PRL-u. Naszym oczom ukaże się, wraz z dokładną dokumentacją fotograficzną (czystą, surową, taką, jaka należy się tym miejscom), felieton, krótki tekst, luźno, w odczuciu czytelnika połączony z miejscem. 

    Fotograficzny zapis ośrodków w "Ostatnim turnusie" jest genialne i kropka. Te zdjęcia oglądam z ciekawością i zazdrością jednocześnie. 

    Felietony, w nich treść jest surowa. Wzbudziła (w co przed lekturą wcale bym nie uwierzyła), wachlarz emocji. Złość, że "mój" ośrodek został opisany znacznie krócej, niż sąsiedni, konkurencyjny. Zaciekawienie, zmieszanie? Momentami (tekst przed zdjęciem starszego pana, który mógłby być dziadkiem autora) wręcz niesmak (ze względu na zastosowane literacko-fikcyjne kłamstewko). I cały czas miałam w głowie słowo subiektywny. Bo ta książka jest napisana egoistycznie, tak, jak autor sobie wymyślił, uciekając możliwym ramom. W tym cała jej wartość, niepowtarzalna cecha, która mogłaby wyjść bardzo źle, a wyszła doskonale. Tak, że nie mam ochoty kończyć tej książki. I mimo całej tej gorzkości (jest w ogóle takie słowo?) niezmiennie mam ochotę ruszyć śladem opisanych ośrodków. 


Hotel Stanicy Wodnej PTTK Bachotek


    Tymczasem, Drogi Czytelniku, jeżeli dotarłeś na sam koniec, nadal pewnie czekasz na ten mój prywatny turnus. Otóż, moja fascynacja tą książką jest bardzo uzasadniona. Kilka lat temu, w momencie życiowego przewrotu, zamarzyłam o pracy na wakacje. Miałam pracę w Toruniu, ale nie wyobrażałam sobie spędzić w dusznym mieszkaniu lata. I bardzo chciałam uciec. Tym sposobem, w pewien deszczowy, czerwcowy dzień znalazłam się na schodach hotelu Stanicy Wodnej PTTK Bachotek. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałam, ale to miejsce zmieniło wszystko. Nie przesadzam, wszystko.  

    Poznawałam i obserwowałam ludzi. Najpierw pracowników, tych sezonowych, którzy tak jak ja, pojawili się tam po raz pierwszy i tych starszych, którzy chwalili się nastym sezonem w tej pracy. Na dwa, czasami nawet trzy miesiące, wszyscy całe życie przenosiliśmy do Bachotka. Pracowaliśmy (niezmiennie, co roku ciężko, przez siedem dni w tygodniu), wieczorami siadaliśmy na ławce pod hotelem i obserwowaliśmy gości. Tych, którzy wracają co roku, miejscowych i tych, którzy trafili tu po raz pierwszy. Czułam nad nimi wyższość, za każdym razem bowiem, kiedy oni wyjeżdżali, ja miałam pełne prawo tam zostać jeszcze na wiele dni. Na długo. I wrócić za rok. 
Moje miejsce pracy


    Ze zdjęć w "Ostatnim turnusie" wyłaniają się miejsca puste, być może często zamknięte na głucho, albo niezbyt uczęszczane. Z Bachotkiem jest inaczej. W sezonie, przez ośrodek przewijają się tłumy. Dosłownie- tłumy ludzi. Tych, którzy mieszkają w hotelu, w domkach, na polu namiotowym. W weekendy na plażę przyjeżdża chyba połowa Brodnicy. Trudno znaleźć puste miejsce, by móc rozłożyć ręcznik. Wszyscy oni jednak w końcu wyjeżdżali, a my zostawaliśmy. O północy pomost był zupełnie pusty. Pamiętam noc spadających gwiazd, kiedy prawie wszyscy pracownicy rozłożyli koce na pomoście. Nigdy później z taką ochotą nie liczyłam spadających gwiazd. 

    Zastanawiacie się może, dlaczego ludzie wybierają to miejsce? Co roku to samo, pewne, przewidywalne? Pamiętam takiego pana, który przyjeżdżał co roku. I za każdym razem rano, kiedy przychodził po bułki, ruch w sklepie był niewielki i mógł sobie pozwolić na rozmowę ze mną, rok w rok, opowiadał to samo. Ile on by tu zmienił. Elewację, ten hotel, te domki, proszę pani, przecież to aż krzyczy, żeby wyremontować, zrobić z tego miejsca kurort, ludzie by walili drzwiami i oknami. Otóż, proszę pana, ludzie walą właśnie dlatego, że elewacja trwa niezmieniona. Pewne rzeczy, najstarsze domki na przykład, zostają odnowione ale rozsądnie, z zachowaniem tego klimatu. I zapachu. 

 
Skrzynka, do której prawie nigdy nie wpadały pocztówki.

  Ludzie przyjeżdżali, odjeżdżali. Poznawaliśmy się, rozmawialiśmy nocami pod granatowym niebem. Każdy sezon kończył się smutkiem, morzem wylanych przy pożegnaniach łez. Co roku lista znajomych się powiększała, tak jak ilość wypitych pod sklepem kaw. Znajomości rozmywały się już we wrześniu, ale wracały, razem z gośćmi w następnym sezonie. 

    Na blacie baru, w deszczowe, wrześniowe dni, pisałam pracę magisterską. Zmuszana przez pracujących tam ze mną przyjaciół, bo przecież zawsze było coś ważniejszego. 

Ta sama budka z drugiej strony, w sezonie w tym miejscu jest sklep

  



  Któregoś września, kiedy ośrodek odwiedzali już tylko stali bywalcy i wędkarze, w powietrzu czuć był zbliżającą się jesień i koniec sezonu, długie rozmowy z przyjacielem, poznanym w pracy, podczas pierwszego przepracowanego sezonu, zaczęły przeradzać się w nieśmiałe próby przekraczania cieniutkiej granicy pomiędzy przyjaźnią i zakochaniem. 

    Niemal dwa lata później, czternastego lutego, podczas zimowego spaceru po śpiącym ośrodku, nagrywałam (ach, influenserstwo) szalejące na jeziorze fale. Kiedy się odwróciłam, stał przede mną mój przyjaciel, ukochany. Coś drgnęło, zmieniło się. Powietrze było ciężkie od pytania, które miał za chwilę zadać. Czy chciałabyś zostać ze mną już na zawsze? Chciałam. Chcę do dzisiaj. Zostać z przyjacielem, ukochanym, poznanym w miejscu, które jest jakby wszczepione w moją osobowość. 


Tutaj zdaje się, podpis jest zbędny ;-)


    Wracamy tam, dziś we dwoje, chociaż raz w tygodniu. Dziś życie połączyło nam się z zupełnie innymi zajęciami. Ale kiedy przejeżdżamy przez bramę ośrodka, wszystko jest tak, jak kiedy byliśmy tam po raz pierwszy. Nic się nie zmieniło. W kuchni nadal pracują te same dziewczyny, z którymi nie mogę się nagadać. Frytki ciągle smakują tak samo, pomost trwa, odbijając fale jeziora Bachotek przez cały rok.  

PS. Koleżanki i Koledzy Czytelnicy miejsce to mogą kojarzyć również z jednej z książek Katarzyny Puzyńskiej. To książkowy ośrodek Słoneczna Dolina z drugiej części sagi "Więcej czerwieni". 

PPS. Teraz już tylko zdjęcia ;-) 













    

    

czwartek, 26 maja 2022

Idealna niania- Georgina Cross

  


  Po śmierci ciotki Sarah ma masę długów. Desperacko poszukuje dodatkowego zajęcia. Ogłoszenie o pracy dla niani spada jej wręcz z nieba. Ta praca okaże się jednak znacznie bardziej wymagająca i niebezpieczna, niż początkowo się wydaje. 

    Od thrillera psychologicznego oczekuję, że zamiesza w moich emocjach, a tropy, które sobie po drodze wymyślę, wyprowadzą mnie w pole. Tak też stało się w trakcie czytania "Idealnej niani". Nie wiem natomiast, czy byłam przygotowana na tak... bolesne emocje. Pojawia się strach, skołowanie i nieprzewidywalne zwroty akcji, jednak główny wątek to, co scala całą historię jest... smutne i bolesne. Głównym, na poziome emocjonalnym, aspektem tej historii jest strata dziecka. Nie mogę zdradzić więcej ale to powoduje, że historia wydaje się głębsza, może trudniejsza? 

    Świetna, wciągająca historia z bardzo zaskakującym zakończeniem. To zdecydowanie bardzo dobry, nieprzewidywalny thriller. 



środa, 4 maja 2022

Wyjazd na weekend- Sarah Alderson

 


    W ostatnim czasie do mojej biblioteki wpadało bardzo mało thrillerów. Nie wiem, może nie był to dla mnie czas na tego typu, straszące lektury. Ale po tak długiej przerwie okazało się, jak bardzo tęskniłam za tym gatunkiem. 

    Dwie przyjaciółki wyjeżdżają razem na weekend. Planują imprezować, jeździć rowerami. Dla Orli to pierwszy wyjazd po urodzeniu długo wyczekiwanej córeczki. Najchętniej odespałaby wszystkie nieprzespane noce. Jednak Kate ma zupełnie inne plany. Zabiera ją na suto zakrapianą imprezę. Kiedy Orla budzi się następnego dnia rano, okazuje się, że Kate zniknęła. 

    Historia bardziej niż thriller, przypomina mi kryminał. Orla próbuje bowiem na własną rękę odnależć przyjaciółkę, a potem dowiedzieć się, co wydarzyło się tamtej nocy, jako, ze sama niewiele z niej pamięta. 

    Czytałam szybko i początkowo zupełnie bez pomysłu, co takiego mogłoby się wydarzyć. Zakończenie zaskakuje, historia wciąga. Książka doskonała na tytułowy wyjazd na weekend ;-). Pasowałaby mi też do czytania na urlopie. Bardzo dobry thriller. 



poniedziałek, 25 kwietnia 2022

Pucio na wsi- Marta Galewska-Kustra, Joanna Kłos


     To już kolejny tom przygód Pucia, siódmy z cyklu Pucio uczy się mówić. Rodzicom dzieci starszych i młodszych pewnie nie trzeba tych książek przedstawiać, bo to jedna z popularniejszych serii. Warto natomiast przedstawić je przyszłym rodzicom i tym, którzy podobnie jak ja, uwielbiają pięknie ilustrowane książki dla dzieci, które dodatkowo niosą za sobą jakąś wartość edukacyjną. 

    W książce "Pucio na wsi" wybieramy się wraz z bohaterami na wieś, gdzie będziemy szukać jaj w kurniku, gotować przetwory z owoców, piec sękacz, a na koniec uczestniczyć w festynie. 

    Książka jest bogato i przepięknie ilustrowana (zachęcam do obejrzenia zdjęć na dole). Nie to jednak stanowi jej największą wartość. Została ona napisana, poza historią, w taki sposób, że na każdej stronie znajdują się zadania dla dzieci młodszych i starszych. Te pierwsze będą odpowiadały na proste pytania o naśladowanie dźwięków zwierząt, czy wskazywanie prostych elementów na stronach. Przedszkolaki natomiast będą musiały odpowiedzieć na bardziej zaawansowane pytania, na przykład w jaki sposób powstały konfitury. Starsze dzieci będą zatem musiały uważnie śledzić historię. 

    Przepiękna, cudownie wydana książka. Dla wszystkich tych rodziców, którzy jeszcze nie wiedzą, czy dzieci polubią się z Puciem- gorąco polecam. W serii ukazały się nie tylko tomy dotyczące mówienia, ale także treningu czystości, czy nauki jedzenia. Gorąco polecam! 





środa, 13 kwietnia 2022

Po tamtej stronie chmur- Tomasz Betcher

 

    Przeczytałam kiedyś, że Tomasza Betchera nazywa się polskim Nicholasem Sparksem. Coś w tym jest, bowiem niewielu mamy na naszym rynku autorów mężczyzn, którzy kierowaliby swoją twórczość do kobiet, a już na palcach jednej ręki policzyłabym tych, którzy z taką precyzją trafiają w kobiece uczucia. 

    "Po tamtej stronie chmur" to dwie, snute równolegle opowieści. Jedna dzieje się we współczesności, główna bohaterka, Magda opiekuje się swoim starszym, schorowanym dziadkiem. Niespodziewanie na jej drodze staje dawno zapomniany były chłopak, z którym coraz bliżej jest teraz... jej siostra. Pojawienie się Jakuba obudzi stare emocje, ale też nierozwiązane, smutne koszmary przeszłości. 

    Z drugiej strony czytamy historię polsko- niemieckiej, majętnej rodziny, którą poznajemy w przeddzień wojny. Dwóch braci bliźniaków, Bruno i Teodor stoczą niejedną walkę. O miłość, godność, swoje marzenia. 

    Początkowo obydwie historie jakoś mi ze sobą nie współgrały. Działy się zupełnie, wręcz abstrakcyjnie obok siebie. Jednak z czasem, jakoś zupełnie niezauważenie, zaczęłam coraz bardziej wciągać się w obydwie. Czuje się to trochę tak, jakby autor coraz swobodniej czuł się w wykreowanej przez siebie rzeczywistości i po koniecznym wstępie, zapoznaniu z bohaterami, historia nabiera tempa. 

    Tempo nie zwalnia do ostatniej strony i przyjemnie wciąga w trudną, miejscami bardzo bolesną historię. Zarówno ta współczesna, jak i wojenna, z czasem stają się bardzo gorzkie, trochę nie pozostawiają czytelnikowi nadziei na pozytywne zakończenie. 

    Świetny początek serii, o której powinno usłyszeć dziś jak najwięcej czytelniczek. W brutalny sposób pokazuje okrucieństwo wojny, tak przecież dzisiaj nam bliskiej. Z drugiej strony współcześni bohaterowie napisani zostali tak, że z pewnością zostaną w mojej wyobraźni do pojawienia się kolejnego tomu. Panie Tomaszu, moje gratulacje! Świetna powieść. 

piątek, 25 marca 2022

Papierowy pałac- Miranda Cowley Heller

 
    Jeżeli wydawnictwo Czwarta Strona wydaje książkę niepolskojęzycznego autora, to mam wrażenie, że oni wiedzą, że to będzie coś bardzo dobrego. Biorę w ciemno, potem... sprawdzam ;-) Tak było na przykład z "Daisy Jones", która długo nie daje o sobie zapomnieć. 

    Główna bohaterka, Elle, tradycyjne spędza lato w Papierowym Pałacu. Przyjeżdża tam co roku, wcześniej ze swoją mamą, siostrą, teraz z mężem i trójką dzieci. Ten wyjazd jest jednak zupełnie inny niż poprzednie. Elle, po wielu latach niewyjaśnionej miłości, spędza noc ze swoim przyjacielem. Od tego zaczyna się cała historia... 

    W książce autorka w umiejętny sposób przeplata historię przeszłości, z teraźniejszością i tym, jak ta pierwsza wpływa na dzisiejsze wybory Elle. 

    Bardzo trudno było mi się o tej historii oderwać. Kilka zaskakujących zwrotów akcji, ale przede wszystkim narracja prowadzona doskonale, w taki sposób utrzymująca napięcie, że nie mogłam nie zajrzeć na kolejną stronę. 

    Z jednej strony brudna, trochę brutalna, miejscami bardzo seksualna. Z drugiej jednak strasznie piękna. To, co wzbudzało najwięcej realnych obrazów w mojej wyobraźni, to doskonale opisane lato i pobyt w Papierowym Pałacu. Przywołuje wspomnienia wakacji nad jeziorem, ze wszystkimi ich zapachami i urokami wieczorów wypełnionych gryzieniem komarów. 

    Doskonała przygoda, świetna lektura, idealna na plażę, albo na teraz, na już, kiedy bardzo potrzebujemy odskoczni, marzenia o letnim wypadzie na wczasy. 



poniedziałek, 21 marca 2022

Szepty kamieni- Berenika Lenard i Piotr Mikołajczak

 

    Islandia- bezbrzeżny, surowy i dziki krajobraz. Wycieczka na tę wyspę z autorami "Szeptów kamieni" to niezapomniane, surrealistyczne przeżycie. 

    Berenika i Piotr pokazują ten kraj z perspektywy bocznej, szutrowej drogi, czy bezdroży. Omijają miejsca cywilizowane, zabierają nas w okolice niegdyś zamieszkałe, a dzisiaj zupełnie puste, patrzące na nas pustymi oczodołami zruinowanych przez wiatr i mrozy budowli. 

    Wędrówkę po Islandii umiejętnie przyprawiają szczyptą histori, dodając często sporo ciekawych, czasami wręcz szokujących szczegółów. Przenosimy się w czasie o kilkadziesiąt, czy nawet kilkaset, co ważne, czytelnik nawet tego nie zauważa, wędrując po wymarłych miejscowościach, ruinach przetwórni czy pojedynczych domach. Autorzy bardzo umiejętnie zabierają nas w zupełnie inny świat tej największej, europejskiej wyspy, z dala od szlaków turystycznych i uczęszczanych miejscowości. Proponują nam inną, zupełnie nietypową formę podróży po Islandii, bardzo wciągającą i pozostawiającą w nas refleksję nad sensem życia w warunkach, które zmuszają człowieka do wielu wyrzeczeń i trudnych wyborów. Narracja nie pozwala na oderwanie się od książki, wciąga w niesamowity, inny, zupełnie nam nieznany świat. 



poniedziałek, 21 lutego 2022

Miłosny układ- Sarah Hogle

 
    Ależ to było dobre! Tyle się naczytałam o tej książce, że jest świetna, zabawna, ale jakoś ciągle nie trafiała u mnie na pierwsze czytelnicze miejsce. Aż w końcu zdarzył się czytelniczy zastój, zaryzykowałam... 

    Naomi i Nicholas planują huczne wesele. Zaręczyli się rok wcześniej, zakochani w sobie po uszy. Im dłużej jednak żyją razem, tym bardziej opada pierwsze zauroczenie, a zastępuje je... coraz więcej rozczarowań, szczególnie ze strony Naomi. Do tego jeszcze teściowa. Przede wszystkim teściowa, która sama próbuje organizować wesele, wydaje się być dla Nicholasa najważniejsza. Naomi widzi, że miłość z początku znajomości ustąpiła miejsca niechęci. Dziewczyna postanawia zrobić wszystko, by... narzeczony się w niej odkochał i odwołał ślub. Niestety, jej plan nie przewiduje wielu pojawiających się...emocji. 

    To jedna z niewielu książek, przy których głośno się śmiałam. Chociaż na pierwszy rzut oka, pomysł z odkochiwaniem się wydaje się nieco wydumany i nierealny, im dalej wchodzi się w fabułę, tym bardziej widać, że układ pomiędzy Nicholasem i matką jest znacznie bardziej skomplikowany. To, co widocznie dla czytelnika, bardzo późno dociera jednak do Naomi. Dzięki temu czytelnik ma możliwość obcować z bardzo dobrze napisanymi bohaterami tylko dłużej. 

    Komedia romantyczna, która powinna doczekać się ekranizacji. To, co wywija Naomi wobec swojej teściowej spowoduje, że będziecie śmiać się w głos. Sama natomiast miłość, relacja pomiędzy głównymi bohaterami, jest tak burzliwa, złość, niechęć miesza się z namiętnością i potrzebą spokojnej miłości. Świetnie napisana, wciąga od pierwszej strony. Chcę więcej takich książek! 

Głośnik w głowie. O leczeniu psychiatrycznym w Polsce.- Aneta Pawłowska-Krać

 


    Myślę, że każdy z czytelników, którzy sięgną po tę książkę, z góry oceni, nawet nie jej nie otwierając, jakie jest leczenie psychiatryczne w Polsce. Nie trzeba być pacjentem, mieć w otoczeniu pacjentów, chociaż myślę, tak też pokazują statystyki, że osób chorych w naszym otoczeniu jest bardzo dużo, ale nie trzeba być zdiagnozowanym, by wiedzieć i widzieć, że psychiatria w Polsce jest najbardziej zapomnianą dziedziną nauki, nawet jeżeli obecnie tyle się o niej krzyczy. 

    Autorka książki opisuje historię kilku pacjentów. Dorosłego mężczyzny z diagnozą schizofrenii, dwóch młodych dziewczyn z zaburzeniami odżywiania i zaburzeniami nastroju, kobiety z psychozą, chłopca, którego przez wiele lat specjaliści nie potrafili poprawnie zdiagnozować. Na podstawie opowieści pacjentów, rysuje obraz popsutego systemu. Popsutego na poziomie kształcenia zbyt niewielkiej ilości specjalistów, dalej zbyt małej ilości łóżek, przeładowanych oddziałach, na których pracuje za mało personelu. 

    Rozłożony na czynniki pierwsze, źle działający system, w brutalny sposób pokazuje, na podstawie historii realnych ludzi, jak decyzje, lub ich brak, zapadające na górze, wpływają na życie i zdrowienie Kowalskiego. 

    To okropnie smutny obraz, ale przyszło nam żyć w kraju, a mnie także pracować jako psycholog, w miejscu, w którym opieka nad zdrowiem psychicznym jest raczej zerowa (oczywiście ta finansowana przez państwo), albo kolejki są szalenie długie. Kto bowiem odpowie za nastolatka z myślami samobójczymi, dla którego miejsce w szpitalu znajdzie się za miesiąc, dwa? 

    Autorka porusza w najszerszy sposób sprawę psychiatrii dziecięcej, która jest znacznie bardziej zaniedbana, niż w przypadku dorosłych. A dzieci z problemami, po latach (!) nauki zdalnej przybywa. Ze swojej praktyki wiem, że nawet na prywatną wizytę u psychiatry, takie dzieciaki czekają miesiącami. Opieka psychiatryczna w tym zakresie leży, co zresztą pokazuje reportaż. 

    Jest natomiast światełko w tunelu. Autorka opisuje również, działający na wschodzie kraju ośrodek pomocy środowiskowej. Miejsce, dzięki któremu wielu pacjentów uniknęło dziennego oddziału. Mogą oni korzystać z pomocy w swoim miejscu zamieszkania, nierzadko nawet we własnym domu. Ideał, prawda? Takich ośrodków powinno być w Polsce coraz więcej. 

    Reportaż mimo wszystko zostawił mnie z gorzkimi przemyśleniami, głównie związanymi z psychiatrią dziecięcą. Upłynie jeszcze bardzo dużo czasu, zanim pacjenci odczują realny wpływ zmian w tym zakresie. W tym czasie dzieciaki będą chorować. Będą mieć myśli samobójcze, będą się okaleczać, będą próbować odbierać sobie życie. Oby dla każdego z tych pojedynczych przypadków znalazło się miejsce na odpowiednim oddziale i należyta pomoc. Na razie pozostaje nam tylko co do tego mieć nie pewność, a nadzieję....