poniedziałek, 30 listopada 2015

Uległość- Michel Houellebeq


 Na stronie francuskiej gazety Le Figaro przeczytałam jakiś czas temu, że wszyscy jesteśmy w jakiś sposób ofiarami zamachów z 13 listopada. Przede wszystkim psychicznie. Każdy z nas ma dzisiaj nieograniczony dostęp do ciągłych informacji, wielu z Was, podobnie jak ja śledziło to, co działo się w Paryżu i pewnie podobnie jak ja, byliście tym naprawdę przerażeni. Nie chcę się wdawać w polityczne dyskusje, jednego jestem jednak pewna. Wstrząsnęło mną okrucieństwo tej zbrodni i fakt, że byli to ludzie dokładnie tacy jak ja. Wyszli w piątek wieczorem, niezaangażowani w żaden konflikt, nic takiego i...spotkała ich tragedia, o jakiej nikt wcześniej nie słyszał. Długo nie mogłam znaleźć sobie miejsca, ciągle przeglądałam informacje na francuskich stronach. Trudno mi również było skupić się na jakiejkolwiek lekturze. Nie dziwi zatem fakt, że wybrałam właśnie Houellebeq'a.
  Jest rok 2022, Paryż. Główny bohater, wykładowca i specjalista od literatury francuskiej, przede wszystkim Huysmansa (proponuję przed lekturą zaznajomić się z tą postacią). Człowiek samotny, wpatrzony przede wszystkim w siebie i swoje emocje. Mało zainteresowany polityką, bardziej tym, co dotyczy jego personalnie, przeżywa istny szok, kiedy przed wyborami prezydenckimi jego bliscy, znajomi, zaczynają masowo wyjeżdżać nie tylko z Paryża ale z Francji w ogóle. Nie do końca rozumie, co ma się zmienić, w od lat demokratycznej Francji. Jeszcze większym zaskoczeniem jest dla niego wynik wyborów, które wygrywa partia muzułmańska. Odtąd nic już nie będzie takie samo.
  Z jednej strony, totalne science-fiction, z drugiej jednak...warto pamiętać, że we Francji Muzułmanie mieszkają od co najmniej trzech pokoleń, jest ich tam zatem naprawdę dużo i są takimi samymi obywatelami jak rdzenni Francuzi. W końcu dochodzą oni do głosu....
  W obliczu tego, co obecnie dzieje się na świecie, książka wydaje się wizją raczej niemożliwą. Ludzie bowiem przede wszystkim boją się Muzułmanów. Wielu z nich widzi w nich przede wszystkim terrorystów...
  Książka, od której trudno się oderwać. Szybko wchodzi się w jednoosobowy świat bohatera, bardzo szybko załapuje się też sposób jego rozumowania. Współczesna Francja, zupełnie nie przesłodzona. Czyta się jednym tchem.
 

środa, 11 listopada 2015

Czy wspominałam, że Cię kocham?- Estelle Maskame

   Czy wspominałam, że mam słabość do młodych autorek? Wcale nie im nie zazdroszczę. Wręcz przeciwnie. Patrzę na nie z podziwem. Podziwiam je za determinację, za ciężką pracę. Patrzę na nastoletnią twarz Estelle i nie potrafię się nie uśmiechnąć.
  Główna bohaterka zamierza spędzić wakacje ze swoim ojcem, w Los Angeles. W pakiecie z tatą będzie jednak musiała znosić jego nową rodzinę, żonę i trzech synów. Z dwoma z nich utrzyma spokojne stosunki. Trzeci natomiast, najstarszy, jednak przysporzy jej wielu...kłopotów :).
  Lekkie pióro, dobre tłumaczenie. Wyraźnie czuje się, że to młoda kobieta napisała dla swoich rówieśniczek. Bez zbędnych ozdobników, bez przesładzania. 
  Na początku miałam wrażenie, że doskonale wiem, co się wydarzy, w jakim to wszystko idzie kierunku. Autorce udało się jednak kilka razy naprawdę mnie zaskoczyć. Nastoletnie problemy to w tej książce nie tylko kolor paznokci, albo posty na Facebooku, ale również trudne relacje, kłopoty z używkami i zakazana miłość. Wydaje Wam się, że w dzisiejszych rozpasanych czasach nie istnieje już uczucie, które może kogokolwiek zszokować? Ale czy aby na pewno?
  Nawet, jeżeli nic poza cholernie przystojnym facetem z okładki nie zapowiada, że książka będzie dobra, jest naprawdę pozytywnym zaskoczeniem. Tym bardziej, jeżeli mamy na uwadze wiek autorki! Mogę jej jedynie ogromnie pogratulować i...z niecierpliwością czekam na kontynuację! Zakończenie bowiem, daje do myślenia...
Książkę znajdziecie tutaj

sobota, 7 listopada 2015

I odpuść nam nasze...- Janusz Leon Wiśniewski

   Kiedy widzę nową powieść Wiśniewskiego, wiem, że ją przeczytam. Co więcej, z góry zakładam, że będzie dobra. Historia Zauchy jest mi jednak obca. Nic w tym zresztą dziwnego, bo zmarł rok przed moimi urodzinami. Nie musiałam jednak zbyt wiele o tym czytać przed, bo pan Janusz idealnie o wszystkim opowiedział. Chociaż wcale nie wprost.
  Andrzej Zaucha, mojemu pokoleniu raczej obcy, poprzedniemu znany przede wszystkim z tego, że śpiewał. Nie o nim jest jednak ta książka.
  Yves Goulais, francuski reżyser teatralny, zafascynowany Polską, a przede wszystkim Solidarnością, postanawia zostawić bezpieczną Francję i zamieszkać w bardzo dla niego egzotycznej, komunistycznej wtedy Polsce. Tu poznaje swoją żonę. Poznaje też polskich artystów, między innymi Zauchę. Panów przez pewien czas łączy miłość...do tej samej kobiety. Goulais po tym, jak dowiaduje się o zdradzie żony, postanawia się zemścić. Oddaje sześć strzałów. Zaraz potem chce popełnić samobójstwo, okazuje się jednak, że wystrzelił wszystkie naboje. Od razu zgłasza się na policje. Odbywa karę. Dopiero w areszcie dowiaduje się, że jeden z pocisków trafił w jego żonę.
  To trudna książka. Wiśniewski postawił sobie naprawdę trudne zadanie i wydaje mi się, że podołał. Na kartkach tańczą trudne emocjhe, jest miłość, są fakty. Tekst jest tym bardziej trudny, że historia opowiedziana jest z perspektywy mordercy. Co więcej, czas, w którym zostaje opowiedziana, to współczesność Goulais'a, który odsiedział już swoją karę i obecnie układa sobie nowe życie. Życie, które już zawsze naznaczone będzie tamtym.
   Książka dla fanów Wiśniewskiego, ale i dla tych, którzy raczej po niego nie sięgają. Atmosfera w tekście jest paradoksalnie, lekko świąteczna, książka zatem jak najbardziej na czasie. Głównym jej czasem jest bowiem dzień Wigilii.
  Nie koniecznie na niedzielny poranek. Raczej na mgliste popołudnie. Z butelką wina i paczką malboro. Piękna lektura!