Kobiety sięgają po literaturę, która wzbudza emocje. Kochamy książki, przy których płaczemy, śmiejemy się, marzymy. Do tych wracamy najczęściej. W każdej książce próbujemy znaleźć choćby namiastkę emocji. Ale opis, czy obecność emocji w opowieści wcale nie oznacza, że lektura wywoła je w nas. Nie potrafię powiedzieć, na czym polega ten fenomen. Dlaczego czytając o pewnej wzruszającej dla bohaterów chwili raz po prostu przewracam stronę, a innym razem zatrzymuję się, zamyślam, uśmiecham i przede wszystkim- marzę. "Maybe someday" wzbudziło we mnie tyle emocji, że przez cały czas, kiedy czytałam książkę, miałam wrażenie, że przenoszę się gdzieś w zupełnie inny świat. Naprawdę. I nadal nie potrafię powiedzieć, jakim cudem Colleen Hoover się to udało.
Sydney właśnie skończyła 22 lata. Studiuje, pracuje, jest w stabilnym związku. Wieczorami przysiada na balkonie. Pod pretekstem pooddychania świeżym powietrzem, staje się słuchaczem wyjątkowych koncertów.
Ridge gra na gitarze. Codziennie wieczorem wychodzi na balkon, by poćwiczyć. Doskonale zdaje sobie sprawę z obecności słuchaczki po drugiej stronie. Znacznie wcześniej zauważa również, że w związku jego sąsiadki dzieje się coś naprawdę złego. Nie waha się jej pomóc, gdy ta demaskuje swojego chłopaka. Początkowo łączy ich tylko muzyka.
Nie mogę, nie chcę opowiadać fabuły. Każdy kolejny wątek należy przeżyć w tej książce samemu. I na swój sposób. Myślę, że każda z nas opowie się po innej stronie. Ja odnajduje siebie w Sydney. W szczególności w sytuacji, w której się znalazła. Założę się jednak, że nie jedna z Was poczuje, że znacznie bliższa jest jej Maggie. Bez względu na to, która z bohaterek będzie nam bliższa, z pewnością przyznacie mi rację, że Ridge jest idealny. Choć raz, może dwa miałam ochotę go kopnąć za to, jak potraktował Sydney. Ostatecznie jednak, pozostawił w moim sercu niesamowitą wizję bardzo wrażliwego mężczyzny. Mężczyzny, który szanuje i nie chce skrzywdzić żadnej kobiety. Czy to w ogóle ma w dzisiejszych czasach jeszcze miejsce? Czy istnieją tacy faceci?
Przyznaję, że to moje pierwsze spotkanie z autorką. Zwlekałam przede wszystkim dlatego, że książki Hoover skierowane są do młodego czytelnika. Mimo, że Sydney ma tyle samo lat co ja, to...Zawsze mam wrażenie, że książki kierowane do młodych ludzi, są trochę...prostsze. Często napisane językiem "pseudomłodzieżowym", którego serdecznie nie lubię. Widzę jednak, że co do Colleen Hoover bardzo się pomyliłam. Autorka pisze dla czytelnika wrażliwego, inteligentnego.
"Maybe someday" wciąga przyjemną fabułą, ale przede wszystkim wzrusza. Pobudza wyobraźnię i daje nadzieję, na to, że nawet młode życie, może nas zaskoczyć. Opowiada bowiem o historii, która mogłaby przydarzyć się każdej z nas.
Mam ebooka i już nawet zaczęłam czytać,ale jakoś chwilowo porzuciłam ;-)
OdpowiedzUsuńCudowną książka przeczytają w jeden dzień :) Wczulam się w bohaterow i razem z Nimi przezywalam :) cudo
OdpowiedzUsuńBrawo za zdjęcie, ujmujące:)
OdpowiedzUsuń