środa, 13 maja 2015

Książka- data przydatności do spożycia

   Jakiś czas temu osiedlowa biblioteka ogłosiła na facebooku, że dnia tego i tego odbędzie się kiermasz książek. Biblioteka idzie na przód, odbył się remont, zmniejszyła (!) się przestrzeń na książki. Dlatego od godziny 12 można przyjść i kupić książki po złotówce sztuka.  Chyba żaden książkoholik nie przeszedłby obok takiej okazji obojętnie.
    Dotarłam tam kilka godzin po wielkim otwarciu i zbiory były już naprawdę przegrzebane. Książek było mało. Nie tak jednak mało, by nie spędzić tam prawie godziny na oglądaniu, otwieraniu, zaglądaniu do środka i uśmiechaniu się do znajomych tytułów. Znacie to? :)
    Para, która w tym samym czasie wybierała książki, zebrała ogromny stos. Zależało im bodaj na literaturze klasycznej. Sama zauważyłam kilka różnych "Potopów" i "Panów Tadeuszów". Bibliotekarka wyjaśniła im, że dzisiaj książki za złotówkę, w piątek po 20 groszy (!), a to, czego nikt nie kupi będą zmuszeni wyrzucić.
    Zebrałam spory stosik, za który zapłaciłam mniej niż wydaję normalnie na jedną książkową nowość w Empiku. Pani zapraszała w piątek, na "książkowe ostatki". Spakowałam książki do torby. W drodze do domu, z książkami pod pachą, w przepięknych, wiosennych okolicznościach przyrody naszła mnie pewna smutna refleksja. Bez kwitnie na fioletowo, biało. Niewielu z bardzo licznej grupy przechodniów skręciło do biblioteki. A przecież taka okazja! Ale nie o tym chciałam...
   Szalejemy za nowościami, ja również. Bardzo często przeglądam nowości i zapowiedzi. Równie często jak listy bestsellerów. Wydaję potem na te nowości prawie całą wypłatę. Wącham, głaszczę, fotografuję, w końcu otwieram i czytam. Zazwyczaj nie od razu całą, ale dawkuję sobie tę przyjemność. Tworzę wokół czytania wspaniałą atmosferę. Ostatnie strony przerzucam w napięciu. Z głębokim oddechem zamykam przeczytaną książkę, ponownie ją gładząc i...odkładam na półkę. Jestem ogromnie dumna z mojej ciągle powiększającej się biblioteczki, ale do większości z tych książek nigdy więcej nie zaglądam. Czasami polecam mamie, przyjaciółce.
  A co z tymi w bibliotece? Czytane czasami wiele razy, czasami latami kurzą się na bibliotecznych regałach. I po co? Tylko po to, by później ktoś się nad nimi ulitował i kupił za...20 groszy? Albo co gorsza, nie kupił, a wtedy zostaną wyrzucone?
   Żal mi się zrobiło tych książek. Wartości intelektualnej, natchnienia kogoś, kto włożył w nie całe swoje serce, całą swoją wiedzę. Z dumą rozpakowałam je w domu i od razu zabrałam się do lektury. Tej najprzyjemniejszej, z której ucieszyłam się najbardziej. "Łasucha" Małgorzaty Musierowicz. To między innymi tej pani zawdzięczam dzisiejszą pasję czytelniczą i to, że nigdy, choćbym nie wiem, jak bardzo była zmęczona, nie zasnę bez uprzedniego przeczytania chociaż kilku stron. Czasami nowości naprawdę są mniej warte (mam tu na myśli ich wartość merytoryczną) niż te staruszki, które na kiermaszach i w antykwariatach można kupić za grosze. Czasami warto się nad nimi zatrzymać i to nimi zapełnić domową biblioteczkę.

6 komentarzy:

  1. Szkoda, że same biblioteko nie dbają o to, by czasem zwracać uwagę nie tylko na nowości, ale i na te rzeczy, które są zazwyczaj omijane, a warte są przeczytania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście szkoda tych książek. W bibliotece u mnie w pracy też trwa wielka wyprzedaż, ale tam książki są w tak obrzydliwym stanie, że w życiu bym ich nie wzięła nawet za free.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja właśnie ratuję takie książki, bo nie mogę patrzeć na to, że nikt ich nie chce.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dobre spostrzeżenia... Niestety ludzie często zachłystują się tym, co nowe i pozornie ciekawsze, jednak ile dobra można znaleźć w tym, co starsze, niekiedy nawet wysłużone, ale tym samym niezmiernie wartościowe.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niedawno kupiłam 22 książki po 20 zł z czego 18 złotych to wysyłka. Nie są to nowości, tylko troszkę podniszczone,ale za to jak zacne!
    http://chcecosznaczyc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń