Jakiś czas temu wszyscy krzyczeli o tej książce. Że jest wspaniała, że chce się ją przeczytać. Miałam w głowie taki obraz, że do super lekka, przyjemna lektura, która, chociaż niczym nie zaskakuje, to porywa bez reszty. Kolejna książka, która czekała na mojej czytnikowej półce.
Tiffy próbuje wyprowadzić się od swojego byłego chłopaka. Tym razem na dobre.
Leon potrzebuje pieniędzy, by opłacić prawnika, który ma bronić siedzącego w więzieniu brata. Postanawia wynająć swoje mieszkanie.
Tiffy ma przebywać w mieszkaniu od wieczora do rana, Leon, ze względu na wykonywaną pracę, będzie tam pod nieobecność Tiffy, w dzień. Współlokatorzy nigdy się nie spotykają, wymieniają natomiast wiadomości na samoprzylepnych karteczkach. W końcu liściki pokrywają niemal każdą wolną przestrzeń mieszkania. A Leon i Tiffy stają się sobie bardzo bliscy. Jednak, chociaż dzielą jedno łóżko, nigdy się nie widzieli.
Historia brzmi trochę tak, jakby nie miała prawa wydarzyć się w realnym życiu. Od czego jest jednak literacka fikcja...;-). Co więcej, jest ona do tego stopnia przekonywująca, że czytelnik w ogóle nie kwestionuje jej realności.
Tiffy jest taką trochę współczesną Bridget Jones. Może jak połączenie Bridget i bohaterki "Zanim się pojawiłeś". Ekscentryczna, szalona ale też... bardzo skrzywdzona przez życie. Krzywda, która została jej wyrządzona, jest przez nią zupełnie nieuświadomiona. Z czasem bohaterka coraz bardziej zaczyna sobie zdawać z niej sprawę.
Leon natomiast jest...nieśmiały, introwertyczny. I chociaż, jak sam mówi, bardzo nie lubi takiego katalogowania, to to idealnie go podsumowuje. Przez to jest niesamowicie realny i taki...To nie jest książę z bajki, tylko mężczyzna, który się...wstydzi. Jasne, Leon jawnie się do tego nie przyznaje, ale czytelniczki od razu to wyłapią. I chociaż dla niego, będzie to pewnie powodem do wstydu, dla kobiet, jest to tylko kolejny atut. Prawda? ;-) Niestety, kulturowo, stereotypowo, jesteśmy zaprogramowani tak, że to mężczyzna zdobywa, stara się i broń Boże nie okazuje słabości. Beth O'Leary pokazuje natomiast, że mężczyzna również może miewać wątpliwości. Może nie potrafić iść po swoje po trupach, a zwyczajnie bać się porażki, odtrącenia. To ogromna wartość tej książki, której zupełnie się po niej nie spodziewałam, bo...
Jest lekka i taka...przyjemna. Autorka posiadła ten bestsellerowy, niesamowity dar zauroczenia czytelnika swoim stylem. To prawda, niby nie ma w niej nic odkrywczego, jednak...Czytałam ją i od razu wiedziałam, że ta książka po prostu musiała zostać bestsellerem. Ma w sobie ten taki nieuchwytny składnik dobrej powieści. Jest ciekawa, odkrywcza (z pewnością nikt wcześniej nie wpadł na to, by w powieści położyć bohaterów do jednego łóżka tak, by nie mogli się zobaczyć) i jednocześnie bardzo wciągająca.
Bardzo się cieszę, że Albatros wydał "Współlokatorów" jeszcze raz. Tym bardziej cieszę się, że książka rozpoczyna serię "Mała czarna". Wydawca opisuje, że w serii pojawi się więcej tego typu książek i ja już nie mogę się doczekać. Czekając na nową Beth (polska premiera w sierpniu 2020) czytam drugą książkę z tej serii- Lista, która zmieniła moje życie. Albatrosie! Bacznie obserwuję serię i mam zamiar przeczytać wszystko, co się w niej ukaże :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz