Autorka nie jest zadowolona ze swojego życia. Niby wszystko ma, pracę, dom na kredyt i równy trawnik. Czuje jednak, że to, co powinno być synonimem klasy średniej, dobrobytu, w rzeczywistości przysparza jej więcej obowiązków i kłopotu, niż szczęścia. Wszystko zmienia się, kiedy pewnego dnia trafia na artykuł o człowieku, który zbudował sobie bardzo mały dom. Postanawia przewrócić swoje życie do góry nogami.
Autorka pracuje jako inspektor do spraw zanieczyszczeń ekologicznych. Codziennie ogląda fabryki produkujące różne bardzo potrzebne rzeczy i przede wszystkim to, co po nich zostaje. Odpady, które niszczą planetę. Co więcej, zwraca ona uwagę na strasznie istotną kwestię. Te wszystkie korkociągi, ramki na zdjęcia, kolekcje kieliszków i obrusów, w rzeczywistości nie czynią nas wcale szczęśliwymi. W pogoni za pieniędzmi i dobrami materialnymi uciekają nam cudne spektakle, które codziennie oferuje nam natura. Zachody słońca, mróz, malujący na szybie abstrakcyjne obrazy, czy poranny chłód w letni dzień. A mały domek pozwolił, przynajmniej autorce, dostrzec wszystko to, co piękne, a nie koniecznie do kupienia.
Jestem zachwycona tą książką, historią życia autorki i ideą małych domków. Nie wiem, czy potrafiłabym tak jak ona, wiem natomiast, że ta lektura wiele wniosła w moją codzienność. Patrzę uważniej na to, co dookoła i kilka razy zastanowię się, zanim kupię następną plastikową pierdołę. Dowiedziałam się też, czym jest toaleta kompostująca (nie będę spoilerować, sprawdźcie sami :D) i coraz bardziej marzę o własnym, małym domku. To piękne marzenie i wspaniała książka. Taka, która we mnie obudziła marzenie, a kogoś innego może popchnąć do zupełnej zmiany swojego życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz