sobota, 25 lutego 2017

Księga snów- Nina George

           Jestem ogromną fanką Niny George. Jej książki to ten rodzaj literatury, którą chce i nie chce skończyć czytać jednocześnie.We współczesnej literaturze realizm fantastyczny nikomu nie wychodzi tak dobrze jak jej. Tajemnica, emocjonalna wędrówka bohatera, wszystko to powoduje, że trudno się oderwać. Nie inaczej było tym razem.
    Henri, dziennikarz, przechodzi przez most. Idzie na spotkanie w szkole swojego syna. Nagle zauważa tonącą dziewczynkę. Wskakuje do rzeki, ratuje ją, by za chwile...wpaść pod koła samochodu.
   Sam jest inny niż jego rówieśnicy. W wieku kilkunastu lat jest członkiem Mensy. Poza tym, widzi świat inaczej niż my. Jest synestetą. Emocjom, cyfrom, nazwom przypisuje kolory.
  Eddie dawno już zapomniała o wielkiej miłości, jaka połączyła ją i Henriego. Nie spodziewa się, że ten wpisał ją jako osobę, która powinna decydować o jego losach w razie ciężkiej choroby.
   Losy tej trójki splatają się. Jest jeszcze Maddie. Dziewczynka, która po wypadku zapadła w śpiączkę.
   Gdybym miała powiedzieć w jednym słowie, o czym jest ta książka, to o śpiączce. Ale zabrałabym jej wtedy niemal cały urok. Śpiączka jest tutaj tylko oknem, przez które bohaterowie przechodzą między przeszłością, a teraźniejszością, między wyborami, których kiedyś dokonali i ich alternatywami. To również historia wielopoziomowej i nieoczywistej miłości. Tej miedzy kobietą i mężczyzną, tej nastoletniej, równie trudnej i tej pomiędzy synem i ojcem.  
    Zawsze mam problem z książkami George, trudno mi napisać, o czym tak naprawdę są. Wielowątkowość. Jednak bardziej na płaszczyźnie uczuć i emocji bohaterów, niż akcji.
   "Księga snów" wspaniale kołysze, wzrusza, sprawia, że próbujemy spojrzeć na własną rzeczywistość oczami Sama. To takie wyświechtane, ale ona naprawdę skłania do przemyśleń. I pięknie, chociaż nie koniecznie szczęśliwie się kończy. Żałuję, że mam ją już za sobą. Naprawdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz