sobota, 15 lutego 2020

Stacja miłość- Zoe Folbigg


     Sama nie wiem, co skłoniło mnie do przeczytania tej książki. Nie poleciałam (tym razem :D) na okładkę, historia nie wydawała mi się szczególna, ale otworzyłam ją w piątek wieczorem i z ogromną przyjemnością skończyłam w niedzielę rano. 
    Główna bohaterka, Maya, codziennie dojeżdża do pracy pociągiem. Pracuje w firmie modowej, w której niebawem ma dostać awans. Pewnego dnia do pociągu wsiada mężczyzna, od którego Maya nie może oderwać wzroku. I już wie. Zakochała się. Czy to w ogóle jest możliwe? I czy taka miłość ma szansę na zaistnienie? 
    Maya jest taką...dziewczyną z sąsiedztwa. Ale nie z rodzaju tych, które mają paczkę przyjaciół, którzy kibicują jej w drodze do szczęśliwego związku. Raczej z tych, które mija się codziennie na ulicy, które wydają się takie...normalne i nic nie wskazuje na to, jak ogromna przepełnia je samotność. Wydaje mi się, że to właśnie ona pcha Mayę w szpony uczucia do mężczyzny, który może w ogóle nigdy nie dowiedzieć się o jej istnieniu. 
     Z jednej strony, powiecie, nierealna historia, bez szans na zaistnienie w rzeczywistości, a z drugiej...Niech pierwsza rzuci kamieniem ta, która nigdy nie wzdychała do mężczyzny spotykanego codziennie w pociągu, tramwaju, sklepie, kościele, gdziekolwiek. Ja wzdychałam. I robiłam dokładnie to samo co Maya. 
   Znacie Okuniewską? Znacie podcast Moje Przyjaciółki Idiotki? To książka o takiej idiotce. Nie w negatywnym tego słowa znaczeniu. Taka...lekka, podnosząca na duchu, przywracająca wiarę w miłość od pierwszego wejrzenia i w to, że czasami warto poczekać, zawalczyć i przede wszystkim mieć oczy i uszy szeroko otwarte. Bo miłość może być wszędzie. Do sobotniej kawy, albo na poprawę nastroju po kiepskim poniedziałku. Bardzo przyjemna. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz