Tęsknię za wiosną. I na pewno nie jestem w mojej tęsknocie odosobniona. Marzec to dla mnie czas planowania, pomysłów na kwiaty, nowe zioła, na wszystko, co żywe. W tym roku moja rodzina postanowiła pomyśleć także o...pszczołach. I, możecie mi wierzyć, lub nie, ale inspiracją do dyskusji i pomysłu stworzenia ula była ta książka.
Autor książki pracował w korporacji, żył w ciągłym biegu. Uległ wypadkowi i podczas długiej rekonwalescencji zaczął zastanawiać się nad zmianami w swoim życiu, nad powrotem do natury. Wtedy też wpadł na pomysł, by hodować pszczoły.
Książka jest subiektywnym wyborem tego, co autor twierdzi, że każdy o pszczołach wiedzieć powinien, a także tego, ile kroków dzieli nas od miodu z własnej pasieki.
Poprzedni boom na pszczele książki jakoś mnie ominął, przez co dopiero teraz dowiedziałam się, jak niesamowite to owady. Autor opisuje pszczoły, przytacza sporo liczb, które z pewnością Was zaskoczą. Na przykład ile pyłku zbiera jedna pszczoła, albo ile go potrzebuje, by wyprodukować miód. Książka opatrzona jest ogromną ilością przepięknych, wiosennych zdjęć.
Nawet jeżeli nie interesują Was pszczoły, to chcecie przeczytać tę książkę. Naprawdę. Historia pszczół jest fascynująca, a tutaj przekazana w bardzo przystępny, przyjemny sposób. Kolejne części, te o własnej, przydomowej pasiece dla mnie były równie ciekawe i przede wszystkim bardzo inspirujące. Poza tym jest przepięknie wydana, ogromny ukłon w stronę Wydawnictwa Literackiego. Ogromny plus, bo książka od tygodnia jest u mnie regularnie wertowana, w celu sprawdzenia, jakie ramki powinien mieć nasz ul.
To słodka książka, wiosenna, pachnie kwitnącym rzepakiem. Przywołuje wiosnę.Tłumaczy, jak niewyobrażalną pracę muszą wykonać pszczoły, żebyśmy mogli położyć miód na kanapkę. Co więcej, w "Pszczołach" znajdziecie kilka autorskich przepisów. Do wykorzystania.
"Pszczoły" trzeba przeczytać. I koniecznie mieć w swojej bibliotece. Do przeczytania w słoneczny sobotni poranek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz