czwartek, 11 lutego 2016

Życie i śmierć- Stephenie Meyer

  "Zmierzch" zachwycił mnie, kiedy miałam naście lat. Bez względu na to, jak bardzo później hejterzy go wyśmiewali, wtedy, z pewnością nie tylko dla mnie, był pierwszą współczesną książką, która skierowana była do młodzieży. Wtedy był "Ten Obcy", "Ania z Zielonego...", a potem długo długo nic i literatura dla dorosłych. Dzisiaj jest trochę inaczej, bo ta luka została zapełniona fantastyką, książkami dla dziewczyn, dla młodych facetów. Dlatego zastanawiam się, czy młodzież w ogóle sięgnie po ten "nowy" "Zmierzch"? Ja sięgnęłam. Musiałam, chociaż wyrosłam już z młodzieży...:)
  Na początek wyjaśnienia. To jest ta sama historia, opowiedziana z trochę innej strony. Nie ma Belli i Edwarda. Jest natomiast Beau i Edythe. Z tym, że to Beau jest człowiekiem. Co więcej, rodzina Cullenów też trochę się zmienia. W zasadzie większość głównych postaci, która w "Zmierzchu" była kobietami, tu jest mężczyznami i na odwrót.
  Nie wiem dlaczego, wydawało mi się, że historia zostanie opowiedziana z tej kobiecej, tym razem wampirzej strony, Edythe. Nic bardziej mylnego. Narratorem historii jest Beau. Który jest w zasadzie męską wersją Belli. Jest równie niezdarny i...nijaki. Jego opowieść pozbawiona jest za to egzystencjalnych wywodów, trochę o niczym, których tak dużo było w słowach Belli. To facet. On albo rozumie, albo nie.
  Nie podoba mi się idea faceta-niedorajdy. Może podobałby mi się, gdybym nadal miała 16 lat, ale dzisiaj...wiem więcej i wiem, że taki facet, to w rzeczywistości żaden materiał na partnera. Z pewnością też, żaden materiał na głównego bohatera. Poza tym to Edythe brała na ręce Beau i "biegła" z nim przez las. Widzicie to? Rozumiecie moje wątpliwości?  Mimo to, przełknęłam i czekałam na to, co zachwyciło mnie za pierwszym razem.
  Czy to dostałam? W zasadzie tak. Ponownie bardzo łatwo było mi wejść w mroczny klimat Forks. Z większą niż wtedy przyjemnością czytałam o historii powstania rodziny Cullenów. Edythe wyjaśnia czytelnikowi dużo więcej, niż Edward. Jej zachowanie jest całkowicie uzasadnione, jako że jest kobietą. Postać Edythe jest autentyczna.
  Nie jest do końca tak, że tylko imiona zostały zmienione. Zmieniła się też historia. Dość znacząco, ale...nie mogę powiedzieć więcej, żeby nie zepsuć Wam lektury. Z pewnością jednak to, w jaki sposób akcja przyspiesza pod koniec powieści, przyćmiewa wszystkie pozostałe wątpliwości. Zamknęłam książkę z myślą, że dostałam to, czego oczekiwałam.
  Bardzo przyjemny powrót do tamtej historii. Ci, którzy razem ze Stephenie Meyer świętują dziesięciolecie "Zmierzchu" będą przyjemnie usatysfakcjonowani. Ci z Was natomiast, którzy nigdy nie czytali "Zmierzchu" dostają od wydawcy wspaniały prezent. Książka zawiera bowiem dwie opowieści. Z jednej strony "Życie i śmierć", z drugiej "Zmierzch". Moim zdaniem, fantastyczny pomysł. Czytałam z przyjemnością. I mam ochotę na więcej wampirzych opowieści :)

4 komentarze:

  1. Jeszcze nie miałam okazji czytać "Zmierzchu", lecz w najbliższym czasie nie mam jej w planach. Może kiedyś :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Meehh, nie wiem czy brać się za tę książkę. Wydaje mi się to trochę naciągane... No i facet-Bella?! Zazwyczaj mam słabość do męskich postaci, które swoje przeżyły i jakieś nieprzyjemne wydarzenia wpłynęły na nich i ukształtowały ich osobowość. Nie wiem czy zniosłabym chłopaka ciapciaka :D
    Może kiedyś :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No...dokładnie. Ale zakończenie, o ile czytało się poprzednie "Zmierzchy", naprawdę zaskakuje :)

      Usuń
  3. Troche to pachnie takim odgrzewanym kotletem:D Ale skoro mowisz, ze historia nie jest zła to moze kiedys... :)

    OdpowiedzUsuń