środa, 18 czerwca 2014

Rywalki Kiera Cass-recenzja

   Książki nie ocenia się po okładce. Nigdy. No...prawie nigdy. Bo trudno, będąc próżną kobietą przejść obojętnie obok tak niesamowitej...sukienki ;). Niewiele mówiący tytuł, a na odwrocie tylko informacja o bestsellerze New York Timesa, który z resztą wcale nie zachęca mnie do zakupu, na  liście tej bowiem znajdują się książki, które nie zawsze trafiają do naszego, polskiego czytelnika. Niewiele myśląc kupiłam Rywalki, ze względu na okładkę właśnie i...odłożyłam na półkę. Zdążyły się porządnie zakurzyć czekając na swoją kolej.
  Jesteśmy w Illei, którą początkowo czytelnik umiejscawia gdzieś daleko w Kosmosie. Dopiero w dalszej części książki autorka wyjaśnia, z czego powstała Illea i na jakim kontynencie leży. Szkoda, że poświęca temu zaledwie kilka słów,obszerniejsza wizja świata po czwartej wojnie światowej mogłaby być naprawdę interesująca.
  W Illei książę Maxon poszukuje żony. Żony, którą wybierze z ludu. Główna bohaterka, America, początkowo nie dopuszcza do siebie myśli, że mogłaby wziąć udział w Eliminacjach. Ulega tylko dlatego, że jest święcie przekonana o braku najmniejszej nawet szansy. Illea podzielona jest bowiem na kasty, od Ósemek do Jedynek, gdzie Ósemki to margines społeczeństwa, a Jedynki- rodzina królewska. America i jej rodzina należą do biednych, ale nie najbiedniejszych, Piątek. Matce Ameriki nie zawsze udaje się wykarmić wielodzietną rodzinę...ale zaraz zaraz. Czy tego już gdzieś nie było? Społeczeństwo podzielone na dystrykty, anonimowa dziewczyna, wybrana spośród tłumu, żeby uczestniczyć w czymś, co ma utrzymać społeczeństwo w ryzach? Tak, tak Czytelniku. Autorka Igrzysk Śmierci stworzyła bazę świata z przyszłości, która posłużyła niejednemu, kolejnemu autorowi. Podobieństw do Igrzysk Śmierci znajdziemy z resztą w Rywalkach znacznie, znacznie więcej.
  Początkowo drażniły, złościły, miałam ochotę cisnąć Rywalki w kąt. Aż do pierwszego opisu pałacu, kolejnych balowych sukien, sympatycznych służących... Pierwsze spotkanie Ameriki i księcia Maxona przeżywałam jak nastolatka, z wypiekami na twarzy. W zasadzie tutaj mogłabym skończyć, tak samo jak autorka mogłaby zaprzestać na jednej części, gdyby nie pewien, bardzo komplikujący życie głównej bohaterki człowiek. Mężczyzna dla Ameriki bardzo ważny. Ktoś niepozorny, kogo zdaje się, że żegnamy w pierwszych kilku rozdziałach. Nieświadomi tego, jak bardzo ten sam namiesza w kolejnych...
  Ze smutkiem stwierdzam, że Rywalki to książka dla dziewczyn. Tych, młodych osób, które nadal żyją w pięknym przekonaniu, że gdzieś za siedmioma górami czeka na nie mężczyzna, który na pożegnanie czule szepcze do zobaczenia moja miła... Trudno mi jednak przyznać, że sama jestem na takie lektury za stara, tym bardziej, że obok mnie czeka druga część, Elita. Polecam do poduszki. Żeby śnić o księciu z bajki. Troszeczkę z przymrużeniem oka. Jak kreskówki oglądane przez dorosłych. Może i już niczego nas nie nauczą, ale pozwalają przez chwilę posiedzieć w zupełnie innym wymiarze.

5 komentarzy:

  1. Rzeczywiście okładka jest wręcz bajeczna :-) Ale sama fabuła jakoś nie do końca mnie przekonuje, chociaż dałabym książce szansę, gdybym miała dobrą ku temu okazję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie nie moja bajka, ale masz rację, historia do poduszki jak znalazł :)!

    OdpowiedzUsuń
  3. Okładka jest piękna i wydaje mi się, że gdzieś już kiedyś ją mijałam- albo w odmętach portali książkowych, albo w rzeczywistości. Mimo wszystko, chyba nie sięgnę po tę książkę. Właśnie pochłaniam "Lolitę" Nabokova, a potem czeka mnie całe mnóstwo innych książek, aby tylko nie myśleć o przyszłotygodniowych wynikach matur... ;)
    Pozdrawiam Cię ciepło i serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń