To, co urzekło mnie poprzednim razem, znalazłam i w "Dorzuć mnie do prezentu". To niewymuszone poczucie humoru. Poza tym akcja książki jest bardzo współczesna, bo autorka wplata w fabułę to, co jest naszą codziennością, wirusa. I zwraca uwagę, na samym początku na to, co pewnie wielu z nas (chociaż nikomu tego nie życzę!) może spotkać- świąteczna izolacja. Smutna, okrutna rzeczywistość. Bohaterce tego opowiadania przydarza się jednak coś wspaniałego. Pięknego, romantycznego, chociaż nie może spotykać się zupełnie z nikim i nie wychodzi z domu. Zakochanie w czasie pandemii- bardzo współczesne ale opisane w piękny sposób.
Święta są w tej książce polskie, piękne, tradycyjne. Ze wszystkimi swoimi tradycyjnymi narzekaniami, teściowymi, którym wiecznie coś nie pasuje, prezentami, które kupuje się na ostatnią chwilę. Ale też z tym, co ja uwielbiam w powieściach świątecznych najmocniej- odrobiną magii, na którą czekam cały rok. Tą magiczną cząstką nadziei na mały, codzienny cud. Zabawna, romantyczna i taka przepięknie codzienna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz