sobota, 7 września 2019

Zjazd absolwentów- Guillaume Musso

      Odkąd swego czasu podkradłam mojej ówczesnej współlokatorce (Milenko :-)) "Telefon do anioła", na bieżąco śledzę nowe historie Musso. Nie podchodzę do nich jednak bezkrytycznie, bo niektóre ("Dziewczyna z Brooklynu") rozczarowują. To nie zmienia jednak mojego nastawienia i ekscytacji, kiedy pojawia się tłumaczenie najnowszej powieści. 
    Thomas wraca na zjazd absolwentów swojej szkoły średniej. Na miejscu zostaną odkopane demony z przeszłości. I to dosłownie, bo naście lat wstecz w ścianie budynku zostało zamurowane ciało. Teraz wszystko wyjdzie na jaw. 
    Historia Thomasa to opowieść o poszukiwaniu zaginionej wiele lat wcześniej licealnej miłości. Vinca pewnego dnia po prostu zniknęła. Wraz ze zjazdem absolwentów wrócą także wspomnienia koszmaru i pytania, na które Thomas przez całe swoje dorosłe życie nie znalazł odpowiedzi. 
    Książki Musso kojarzą mi się z takim połączeniem thrillera, kryminału i romansu, które zawsze zaskakują zakończeniem. Z "Zjazdem absolwentów" nie było inaczej. Spodziewałam się bardziej romansu, tutaj jednak historia jest nieco bardziej kryminalna. W rzeczywistości mam wrażenie, że cała książka to trochę śledztwo Thomasa, czyli...kryminał ;-). Główny bohater jest pisarzem, dlatego jego prywatne śledztwo jest bardzo emocjonalne, co więcej, odkryje prawdy, których czytelnik zupełnie się nie spodziewa, a które mają sporą szansę złamać Thomasa. 
     "Zjazd absolwentów" zaskakuje. Zupełnie nie spodziewałam się zakończenia, ale też koniec książki to wiele bardzo dramatycznych zwrotów akcji. Mało tu miłości, bardzo dużo natomiast zagadek, tajemnic i Francji takiej, jaką najlepiej kreuje Musso. Nie przekoloryzowanej ale pięknej, takiej, za którą się tęskni, jak za wakacjami. 
     Trudno się od niej oderwać i...nie warto, bo najlepiej smakuje pod koniec. Nie muszę chyba dodawać, że czekam na kolejne...;-) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz