niedziela, 17 września 2017

Słodkie sekrety- Sally Hepworth

   "Słodkie sekrety" czekały w zasadzie całe wakacje na przeczytanie. Być może dobrze się stało, bo wakacje spędziłam w biegu, a wydaje mi się, że trudno wyciągnąć cokolwiek z tej historii, jeżeli nie poświęci jej się odpowiedniego czasu. Czytanie z doskoku w tym przypadku nie wchodzi w grę. Skupiamy się wtedy na biegu wydarzeń, nie widzimy tego, nad czym autor napracował się znacznie bardziej. Ale od początku. 
   Neva, Grace i Foss. Córka, matka i babka. W tej właśnie kolejności. Każda z nich pracuje, albo pracowała jako położna. Foss w Anglii, w czasach, w których porody przyjmowały pokolenia kobiet w domach. Grace, która odżegnuje się od szpitali i lekarzy. Uważa ich za szowinistów, którzy położne traktują z góry. Trudno jej pogodzić się z faktem, iż Neva pracuje w szpitalu właśnie. 
   Każda z kobiet skrywa pewien sekret. Neva jest w ciąży, nikomu jednak nie chce powiedzieć, kto jest ojcem dziecka. Hipiska Grace po kryjomu odbiera porody. Foss wiele lat temu wyjechała z Anglii, gdzie podobno zmarł ojciec Grace. Historia narodzin Grace jest jednak zupełnie inna.  
   Trzy kobiece tajemnice, które wspólnie tworzą ciekawą fabułę. Autorka odkrywa karty wszystkich historii bardzo powoli, przeplatając je z teraźniejszymi wydarzeniami. Wydaje mi się jednak, że to nie akcja tej książki zachwyca czytelnika. Trudno powiedzieć, czy historia jest przewidywalna. Nie do końca. Jednak to, co naprawdę spowodowało, że pomyślałam o "Słodkich sekretach", że tak, chcę je polecić, to...kobiecość tej książki. Morał jest taki, że nic nie liczy się w życiu bardziej, niż otaczający nas ludzie. Matka, babka, córka. Nieważne, czy łączą je więzy krwi. Ważne, że są blisko. Przyznaję, spodziewałam się historii miłosnej. Nie myślałam jednak, że będzie to historia kobiecej miłości. Miłości wielowymiarowej, wystawianej na wiele prób. Nie oznacza to, że utopijnej. Bynajmniej.  
   Kwintesencja literatury kobiecej. Nie dla bab. "Słodkie sekrety" to opowieść, o której chce się powiedzieć mamie, siostrze. Taka, przy której przypomniałam sobie, jak ogromną siłę noszą w sobie kobiety, matki, przyjaciółki. Przekazana w bardzo niebanalny sposób, bez zbędnych podsumować i ubarwiania. Wzrusza historiami porodów, ale przede wszystkim pokazuje siłę. Siłę kobiety, która przynosi na świat nowe życie i tych kobiet, które trzymają ją wtedy za rękę. To one stanowią największą moc. Zamierzam przekazać "Słodkie sekrety" mojej mamie. Może ona poleci ją potem swojej? 
   

2 komentarze:

  1. To książka zdecydowanie dla mnie. Chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo miło wspominam tę książkę - naprawdę kawał dobrej literatury.

    OdpowiedzUsuń