czwartek, 4 sierpnia 2016

Prawo pierwszych połączeń- Agnieszka Tomczyszyn

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Lucyna Tomoń (@lucynatomon)
   Fantastyczna saga autorki przypadła mi do gustu, jak rzadko. Kołysała mnie swoim językiem i spokojną, chociaż trudną akcją. Chciałam więcej, a tu nagle taka zmiana. Narrator, a jednocześnie główny bohater jest...mężczyzną! Zero magii. Czy to może być dobre?
  Jonasz, imię po Kofcie, wyjeżdża na pierwszy w swoim życiu obóz językowy. Nie jest jednak tym faktem zachwycony. O wiele bardziej wolałby zostać w garażu grając razem z kolegami z zespołu w Guitar Hero. Czy z takim podejściem można przeżyć przygodę? Zmienić swoje nastawienie do nadchodzącej dorosłości? I w końcu...odnaleźć idealne pierwsze połączenie? 
   Banały powiecie. Wcale nie! Byłam nastawiona...nie najlepiej. Od pewnego czasu ciągle czytam new adult i troszkę mam dość. Bo schemat z w nich jest dość powtarzalny. Pomyliłabym się, i to jak bardzo! Może nie ma magii, jest za to piękny język i wszystko doskonale ze sobą współgra. Nawet kurs angielskiego w obozowym tle wcale nie jest nudny. Bynajmniej. Gdyby ktoś nie znał różnicy między will i going to, ta książka tłumaczy to lepiej niż nauczyciele ;).  
  Bohaterzy nie są przekoloryzowani, bo mimo młodego wieku, prawie każdy przeżył już coś trudnego. Jonasz natomiast wiele na tym obozie zrozumie. Zrozumie to, co w dorosłym życiu przychodzi z taką trudnością. Dlaczego warto nie tylko marzyć, ale również ciężko pracować, by móc marzenia spełniać, dlaczego trzeba czasami wyjść ze swojej strefy komfortu. 
  Idealna na wakacje, w szczególności na obóz, naprawdę! Z przesłaniem, ale bez sztampy, z piękną Korsyką i kołyszącym morzem w tle. Autorka idzie naprawdę w dobrym kierunku. I gdybym miała podsumować książkę jednym zdaniem, to byłby to fragment wiersza Staffa zamieszczony w tekście, który na fotografii niżej. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz