piątek, 5 listopada 2021

Dom w butelce- Agnieszka Jucewicz, Magdalena Kicińska

 
    Muszę przyznać, że bardzo wiele lat żyłam w pięknej, wyidealizowanej bajce rodzinnej, w której było bardzo niewiele alkoholu, z pewnością natomiast, w moim najbliższym otoczeniu nie istniał problem uzależnienia. Alkohol kojarzył mi się... miło. Do czasu. 

    Mając dwadzieścia kilka lat poszłam do sezonowej pracy w ośrodku wczasowym, sprzedawałam w sklepie. Wiecie, co sprzedaje się tam najlepiej? Kilka rzeczy, lody, napoje, alkohol. Gdybym miała porównać, czy więcej przed dwa miesiące sprzedałam wody, czy piwa, to z pewnością wygrywa to drugie. I małpeczki. Przychodzili mężczyźni od 8 rano po te małpeczki. Do 15 potrafili wypić co najmniej pół litra. 

    Pamiętam, jak kiedyś przed zamknięciem przyszła do mnie para z małym dzieckiem. Obydwoje już pijani, kupili cały plecak alkoholu i lizaka dla córeczki... Dziecko było beztroskie, szczęśliwie, ku mojemu zaskoczeniu. 

    Dzisiaj jestem psychologiem, widziałam i usłyszałam sporo. Niewiele mnie dziwi. Wiem natomiast, że nie ma trafniejszego przysłowia, niż "czym skorupka za młodu nasiąknie...". Od tego nie da się uciec, to siedzi w każdym z nas. Dzieciństwo. Co jeżeli, to dzieciństwo utopione jest w wódce? 

    "Dom w butelce" to zbiór wywiadów z DDA- dorosłymi dziećmi alkoholików. Niektóre z tych historii są straszne, inne takie... zwykłe, sąsiedzkie, mogłyby wydarzyć się na mojej ulicy. To, co mam wrażenie, najbardziej poruszające w tych historiach to ich powszechność. Więcej nawet, one nie są wstrząsające. Są takie, jakie słyszy się u babci na herbacie, kiedy opowiada o sąsiadach. Takie, jak dzieją się za ścianą. Dopiero kiedy kończyłam czytać dotarło do mnie, na czym polega wstrząsająca rola tej książki. 

    To, że dziadkowie, rodzice, pokolenia wstecz, pili, wszyscy wiemy. Wszyscy słyszeliśmy wielokrotnie, że wtedy nie mówiło się o uzależnieniu, chłop jak po pijaku bił, to trudno, taki temperament. I wryło się to w naród, w kolejne pokolenia, jak bolesny, brzydki tatuaż. Naznaczeni jesteśmy, narodowo, wszyscy. Pijaństwem, zgodą na nie (!) i na uzależnianie kolejnych pokoleń. Bardziej szokujące ciągle jest, że ktoś nie pije, niż to, że upija się do nieprzytomności co weekend. Usprawiedliwiamy i wzmacniamy kolejne pokolenia w pijaństwie. Kupując dzieciom "szampana" uczymy je picia od przedszkola. Przesada? Dlaczego zatem nie nalejemy im soku do szklanek, tylko oranżady do kieliszków? I te obrzydliwie reklamy piwa, od których człowiekowi od razu zasycha w ustach. 

    Okrutnie ważna książka, która jak właśnie sprawdziłam, jest na (w dniu 13.10.21) setnym miejscu listy bestsellerów empiku. Niech się pnie i szerzy smutną wieść o tym, że alkohol niesie za sobą pokoleniowe konsekwencje. Jeżeli chociaż jeden człowiek poczuje dzięki tej książce potrzebę pójścia na terapię, bo dowie się, że jest DDA, to będzie to najważniejsza książka, jaką dotychczas przeczytał. I dlatego, warto o niej głośno mówić. Bardzo głośno.  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz