Autor rozpoczyna swoją opowieść od powstania Al-Kaidy, od tego, jak doszło do konfliktu pomiędzy Stanami a Bliskim Wschodem. Poddaje również wnikliwej analizie to, w jaki sposób wykształcono terrorystów, którzy porwali samoloty. Dla mnie rozdział bardzo cenny, bo niby coś na ten temat wiedziałam, wiedza ta nie była jednak w jakiś sposób ugruntowana.
Same zamachy autor opisuje za pomocą historii życia ich ofiar. Rozpoczyna razem z nimi, a także z terrorystami, dzień i krok po kroku przechodzi do tych tragicznych wydarzeń. Ten zabieg spowodował u mnie, mimo, iż czytałam reportaż, lawinę emocji. Autor wchodzi w każde, osobne istnienie, które w 11 września się skończyło, albo zostało traumatycznie pokrzywdzone, tak głęboko, że czytelnikowi trudno przewracać kolejne strony bez dogłębnej zmiany własnych emocji.
Wiecie, 11 września 2001 roku miałam 8 lat. Pamiętam, że tamtego dnia byłam z rodzicami na obiedzie u babci i dziadka. Doskonale pamiętam włączony telewizor i obrazki, powtarzające się w pętli, uderzających samolotów i uciekających ludzi. W mojej pamięci trwa również obraz dziadka Ludwika, żołnierza AK, którzy przeżył swój własny wojenny koszmar, a który w oczach ośmioletniej mnie, jest niezniszczalny, niczego się nie boi, a teraz z przerażeniem ogląda doniesienia ze Stanów.
Dziadek Ludwik nie żyje od wielu lat, pamiętam jednak, że był ogromnym książkoholikiem. Sięgając po tę książkę, zastanawiałam się, czy dziadek mógłby ją przeczytać. I dziś, po lekturze już wiem, że z czystym sumieniem, poleciłabym "Dzień, w którym zatrzymał się świat" dziadkowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz