niedziela, 31 maja 2015

Potargana w miłości, o Agnieszce Osieckiej- Ula Ryciak

 
pod spodem "Nowa miłość. Wiersze prawie wszystkie"
 Pierwsza płyta CD, jaka znalazła się w moim rodzinnym domu, była płytą z piosenkami Osieckiej. Miałam wtedy...kilka, może kilkanaście lat. Powtarzałam 

Gęsi już wszystkie po wyroku, nie doczekają się kolędy 
Ucięte głowy ze łzą w oku zwiędną jak kwiaty, które zwiędły 

i nie rozumiałam. Potem, kiedy byłam już troszkę starsza wirowałam do: 

Szalona wiruje chusta
Szalone wirują usta
Odkaczałka, wariatka, ech
Nie patrzy do lustra 


i nawet, jeżeli nie rozumiałam kim jest "odkaczałka", nieświadomie budowałam swoją wrażliwość. Dzisiaj wiem, że gdyby nie Osiecka nigdy nie napisałabym swojego pierwszego opowiadania. Nigdy nie pomyślałabym, że pisanie może być dla mnie proste, co więcej, nigdy nikomu bym go nie pokazała. Wrażliwość, delikatność i lekkość słów Osieckiej inspiruje mnie do dzisiaj i jest jej we mnie ciągle pełno. 
  Nie oznacza to natomiast, że miałam ochotę zgłębiać jej życiorys. Biografie mają pewną nielubianą przeze mnie cechę. Znacznie bardziej należą od autora niż od osoby, którą ten opisuje.  Autor, nawet jeżeli stara się być nie wiem jak bardzo obiektywny, zawsze przemyci czytelnikowi swój obraz tego człowieka. Swego czasu czytałam biografię Janis Joplin. Autorka ciągle ją rozgrzeszała. Ciągle opowiadała, że kolejne pijaństwo, narkotykowe szaleństwo było tak naprawdę krzykiem rozpaczy. Jej zdaniem Janis była bowiem zupełnie zwyczajną kobietą, która marzyła o domku z ogródkiem... Od tego czasu unikałam biografii. Nie chcę widzieć Janis Joplin jako matrony. Ani nikogo innego innym, niż był w rzeczywistości. Do niedawna...
   Do "Potarganej w miłości..." skusiły mnie przede wszystkim fotografie. Fotografia jest mi nadal strasznie bliska, równie bliska jak słowo. Rozpłynęłam się, kiedy przeczytałam, że Agnieszka fotografowała prawie wszystko. 
  Ula Ryciak nie tylko zebrała całe życie Osieckiej w jedno, przepięknie wydane, opasłe tomisko. Totalnie weszła w postać. Wyzbyła się siebie jako współczesnej kobiety, jako człowieka o subiektywnej opinii, wreszcie jako narratora. W tej książce nie czuje się ducha autorki, nie czuje się nikogo innego, po za Osiecką. Z pewnością między innymi dzięki wspaniałemu językowi. Autorka pisze dokładnie tak, (a tak przynajmniej sobie to wyobrażam), jak napisałaby to Osiecka. Dzięki temu czytelnik ma wrażenie, że obcuje z czymś więcej, niż tylko pośmiertną biografią wydaną w czasach, kiedy (niestety!) nikt już nie pamięta ani o Skaldach, ani o Maryli Rodowicz (tej młodej, hippisowskiej). 
   Czułam się trochę tak, jakbym od pierwszych stron i fotografii mieszkania Agnieszki, usiadła na jej krześle, przy jej własnym blacie i zaglądała wszędzie, gdzie tylko się da. Do albumów z fotografiami, do zeszytów z piosenkami, ale również do urywków, skrawków słów, zapisywanych na byle czym. Efekt niesamowity, zupełnie nie miałam ochoty odrywać się od lektury, wychodzić z mieszkania na Saskiej Kępie. 
  Czy dowiedziałam się czegoś, o czym nie wiedziałam wcześniej? Oczywiście! Bardzo wielu rzeczy. Na przykład tego, że Osiecka (podobnie jak ja) miała słabość do mężczyzn, którzy nie koniecznie odwzajemniali jej uczucia. Wczoraj w nocy obudziłam moją mamę telefonem z informacją, że Osiecka przez pewien czas umawiała się z dużo od niej starszym Przyborą. Tym Jeremim Przyborą z "Kabaretu Starszych Panów". Dacie wiarę? :) 
  Po skończonej lekturze jeszcze raz rozejrzałam się po mieszkaniu na Saskiej Kępie. Pustym od lat. Pomyślałam, że taka Osiecka dawno już przestała istnieć w naszych sercach. Zostało Studio im. Agnieszki Osieckiej, Fundacja im. Agnieszki Osieckiej, złota tabliczka, coraz bardziej wyblakłe litery... Szkoda. 
  "Potargana w miłości..." na chwilę pozwala pożyć życiem Agnieszki Osieckiej, poczuć, jak to było, kiedy...Bez zbędnych wstępów, za to z przepięknym, takim bardzo "agnieszkowym" słowem. Wrócę do niej z pewnością nie raz. 

2 komentarze:

  1. Takie książki jak ta trzeba mieć w wersji papierowej. Żadne ebooki! Mieć, czytać, przeglądać, wracać...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, jak mi się spodobało, jak to wszystko ujęłaś... Po pierwsze zwróciłaś uwagę na to, co zwykle i mnie w biografiach przeszkadza. Że więcej jest w nich autora niż bohatera. Po drugie wstawiłaś cudowne, klimatyczne zdjęcia przekazujące klimat książki. Tym samym zdecydowanie przekonałaś mnie do jej przeczytania:) Będę wpadać do Ciebie częściej:)

    OdpowiedzUsuń