
Moje pierwsze spotkanie z autorką. Zachwycona przepiękną okładką, od razu rozpoczęłam lekturę. W jednej chwili weszłam w historię Odelle, trudno było mi się oderwać. Z czasem...było coraz trudniej.
Odelle marzy o zostaniu pisarką. Jest młoda, dopiero przyjechała do Londynu i próbuje odnaleźć się w egzotycznym dla niej miejscu. Znajduje pracę, która nie jest może spełnieniem jest marzeń, ale w bardzo luźny sposób łączy się z pisaniem. Tam poznaje panią Quick. Nieco później poznaje Lewrie'go. Lewrie w spadku po mamie otrzymał pewien obraz...
W przedwojennej Hiszpanii żyje rodzina Schloss. Piękna Sara, cierpiąca na nieustanną melancholię, Harold- mecenas sztuki i ich córka, Olivia. Artystka. Pewnego dnia do ich drzwi puka Izaak i Teresa. Rodzeństwo chce pomóc w pracach domowych, powstaje pewien obraz...
Jessie Burton pisze tak, że przyjemnością nie jest nawet śledzenie fabuły, ale po prostu lektura sama w sobie. Powieść początkowo nie zaskakuje, czytelnikowi wydaje się, że obydwie historie połączą się prędzej czy później i to pewnie w dość przewidywalny sposób. Nic bardziej mylnego. Mam jednak wrażenie, że nie to jest w tej powieści najważniejsze.
Nie ma szaleństwa, szokowania przemocą, erotyzmem, niemożliwą opowieścią. Jest spokojna, wciągająca powieść. Taka, którą poleca się przyjaciółce, kupuje mamie na Święta z pewnością, że spędzi z nią przyjemne chwile. Do czytania, z kubkiem herbaty, w zimowy wieczór. Zakończenie zostawi Was z lekko rozchylonymi ustami :).