wtorek, 28 marca 2017

Merde w Europie- Stephen Clarke

    Franc. merde, oznacza nie więcej niż angielskie fuck, albo nasze...kurwa. Nie trzeba jednak studiować etymologii tych słów, by wiedzieć, że każde w swoim języku ma nieco inny zakres i zabarwienie. Jeszcze większy zakres znaczeniowy ma u Stephena Clarke u  którego merde to...sposób na życie. Albo co najmniej na książki.  
   To kolejna książka z tej serii, najpierw merde było w Paryżu, potem chodziło po ludziach, było faktorem. Teraz wylądowało w stolicy Europy, ściślej biorąc Unii Europejskiej, Brukseli.  
    Główny bohater, na prośbę swojej byłej dziewczyny, Francuzki (narodowości są tu niezwykle ważne), przyjeżdża do Brukseli pisać na temat języków regionalnych we Francji. To jednak tylko oficjalna wersja. W rzeczywistości jednak, jego zadanie będzie znacznie trudniejsze. Akcja powieści dzieje się w 2016 na kilka tygodni przed Brexitem. Francuzom zależy, żeby Wielka Brytania została w UE. Francuska europosłanka ma pewien plan. Wie, jak wpłynąć na wynik referendum. Wie też, kto może to zrobić. Paul naturalnie. 
   Każdy, kto wcześniej spotkał się ze Stephenem Clarke'iem wie, czego się spodziewać (i na pewno się nie zawiedzie). To kwintesencja angielskiego humoru, wyśmiewającego Francuzów, a tutaj drwiącego w zasadzie z całej Europy i unijnej mekki, Brukseli. 
   Dzisiaj, kiedy znamy wynik referendum, czyta się to nieco inaczej. Nadal uważam jednak, że każdy, kto choć trochę śledzi to, co dzieje się na świecie, potrzebuje spojrzeć na to w nieco lżejszy sposób. Clarke jest do tego idealny. Historia jest wciągająca, piękna w tym miejskim sensie, w którym autor zabiera nas na spacer po Brukseli. Przede wszystkim chodzi jednak o humor. To nie jest żałosne i wymuszone silenie się autora na coś zabawnego. To po prostu jest śmieszne. Rzadko śmieję się przy lekturze. Tutaj, podczas czytania wierszy przyjaciela Paula- śmiałam się w głos. 
   Świeża, interesująca historia i chociaż fikcyjna, niepokojąco przypomina rzeczywistość. Chce się więcej! 
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz