czwartek, 15 grudnia 2016

Dziewczynka z prezentami




  Co roku choinkę, razem ze wszystkimi ozdobami na starówce, montowano oficjalnie, z udziałem miejscowych oficjeli, szóstego grudnia, w Mikołajki. Przychodziły przedszkolaki i dzieci z podstawówek. Po zmroku uroczyście zapalano iluminacje, które nie gasły aż do stycznia. Przez niemal miesiąc turyści robią im zdjęcia, dzieci z zachwytem próbują dopatrzeć się źródła światła. Dorośli mieszkańcy jednak zupełnie jej nie zauważają. Przechodzą obojętnie, spiesząc za spóźnionymi prezentami, na zupełnie nieświąteczne, biznesowe spotkania, albo po prostu, wracając do domu. Wydaje się, jakby na kilka dni przed Wigilią, nikt jeszcze nie myślał na poważnie o Świętach, chociaż cały świat próbuje tak bardzo nam je narzucić.
    Z okien kawiarni na Starym Rynku doskonale widać Bożonarodzeniowy Jarmark i ogromną choinkę. Została ustawiona w centralnym, najważniejszym punkcie, tuż obok pomnika, pod którym wszyscy się umawiają, który jest niemal wizytówką miasta. Tutaj też, mimo późnej pory, panuje największy ruch. Pod samym drzewkiem czeka kilka osób. Chłopak z jedną, lekko już nieświeżą różyczką, dwie przyjaciółki w śmiesznych, kolorowych czapkach, wysoki mężczyzna, który nie odrywa wzroku od telefonu. Kilka kroków na prawo stoi liczna grupa niemieckich turystów. Przed nimi przewodnik, próbujący zamaszystymi gestami zwrócić na siebie uwagę. Turyści jakby nie mogli się zdecydować, jedni fotografują pomnik, inni choinkę, jeszcze inni skrzypka. Po drugiej stronie na schodach siedzi mężczyzna ze skrzypcami. Gra "Cichą noc". Stąd jednak tego nie słychać.
   Zupełnie po drugiej stronie całego spektaklu, odbywa się zupełnie inny, niewidoczny dla tych, którzy się spieszą, bardziej intymny. Na gzymsie, pod tylną ścianą jednego z jarmarcznych kramów siedzi dziewczynka. Może mieć zaledwie kilka lat, na pewno nie chodzi jeszcze do szkoły. Spod czarnego płaszczyka wystają chude nóżki, którymi ledwo sięga ziemi. Mimo mrozu i padającego nieprzerwanie od kilku dni śniegu, nie ma ani rękawiczek, ani czapki. W świetle latarni wyraźnie odbijają się na jej ciemnych włosach maleńkie płatki śniegu. Wydają się nie topnieć, jakby na stałe wplecione we włosy chłodne, białe paciorki. W czerwonych od mrozu rączkach trzyma maleńkie, kolorowe kwadraciki. Z daleka wyglądają jak odświętnie ubrane kostki do gry. Gdyby jednak przyjrzeć się im z bliska, każdy z nich połyskuje wielobarwnym papierem i złotą, cieniutką wstążką. Na każdym zawiązano też pętelkę, niemal tak dużą jak one same. Dłonie dziewczynki ledwo je wszystkie obejmują. Skrzypek kończy grać "Cichą noc". W kawiarni słychać jedynie odtwarzane w pętli, co roku te same wyświechtane świąteczne hity.
    Trudno nie znaleźć analogii do starej baśni Hansa Christiana Andersena, o dziewczynce z zapałkami. Tamta, także bezimienna, zmarznięta, siedziała w zimnie, w tłumie, dla którego wydawała się być transparentna. Umysł podpowiada piękną historię, natarczywie wypychając na powierzchnię zakończenie baśni. Dziewczynka bała się odpalić choćby jedną zapałkę, miała je przecież sprzedawać. Nikt jednak nie podchodził, a jej było tak potwornie zimno. Tylko jedną...Na kilka chwil jej dłonie ogrzał przyjemny ciepły płomień. Jeszcze jedną i jedną...W pewnym momencie przestała odczuwać chłód, zobaczyła nieżyjącą od dawna babcię...Przecież dziewczynka z zapałkami umarła! Odeszła, zabrana przez babcię...Po prostu zamarzła! Natychmiast otrząsnęłam się z zamyślenia wzrokiem próbując odnaleźć tę tutaj. Gdzie są jej rodzice? Jej matka na pewno musi gdzieś się tu kręcić.
   Kilka chwil później mała odwróciła gwałtownie głowę w stronę dwóch przekrzykujących się wyrostków. Góra maleńkich prezentów w jej dłoniach niebezpiecznie się zachwiała, po czym wszystkie, w krótkim tańcu, pospadały na ośnieżony chodnik. Tuż pod nogi mężczyzny, który do tej chwili nie podniósł wzroku znad telefonu.
-Och!- wyrwało się zakłopotanej dziewczynce, kiedy szybko zeskoczyła z gzymsu i zmarzniętymi dłońmi zaczęła zbierać prezenty.
-Poczekaj koleżanko. Czy to aby na pewno należy do ciebie?- dziewczynka zaczerwieniła się i spuściła wzrok.
- Chodź- powiedział mężczyzna.- Kupimy ci prawdziwe.
   Dziewczynka najpierw nieufnie zmierzyła go wzrokiem, jednak nie wahała się długo. Sama zaprowadziła go do najbliższego sklepu.
   W rzeczywistości maleńkie prezenty nie należały do dziewczynki. Za dnia były doskonale widoczne. To ozdoby, które szóstego grudnia, przedszkolaki własnoręcznie wieszały na najniższych gałęziach ogromnej choinki. Wieczorem jednak ginęły w ciemności.
   Moja kawa dawno już wystygła. Skinęłam na kelnera, żeby uregulować rachunek. Nie słyszałam rozmowy mężczyzny z dziewczynką. Nie wiem, czy w zacinającym na zewnątrz śniegu byłabym w stanie w ogóle ją dojrzeć. Kelner zabrał niemal nietkniętą filiżankę. Czekałam już drugą godzinę. Znowu nie przyszedł. Doskonale za to pamiętam baśń o dziewczynce z zapałkami." Było bardzo zimno; śnieg padał i zaczynało się już ściemniać; był ostatni dzień w roku, wigilia Nowego Roku..." 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz