Julia wyjrzała za
okno, przez które pierwszy raz od początku jej pobytu w Bachotku,
nie wpadały promienie słoneczne. Wzrokiem odprowadziła idącego
drogą pomiędzy drzewami młodego mężczyznę. Głośno westchnęła.
Upał ustąpił, jednak na plaży mimo wczesnej pory zebrał się już
spory tłumek. Z daleka wydawało jej się, że widzi wśród ludzi
kilku policjantów. Ciekawość wzięła górę nad poranną
sennością. Narzuciła na siebie długi wełniany sweter i poszła w
kierunku plaży.
Na plaży wyraźnie
uformowały się dwa obozy gapiów. Jeden większy, ten w którym
Julia wcześniej zauważyła policję, i drugi bardziej z boku, w
którym rozpoznała podopiecznych ośrodka leczenia uzależnień,
którzy przebywali tu na obozie. Patrzyli z ukosa na drugą grupę,
do której Julia powoli podeszła. Wśród tłumu panowała dziwna
cisza, przerywana jedynie płaczem jakiejś kobiety. Kilka osób
oskarżycielskim spojrzeniem spoglądało w stronę podopiecznych
ośrodka leczenia uzależnień. Stereotypy miały się doskonale i
tam, gdzie działo się coś złego, od razu winę przypisywało się
tym, którzy na to „wyglądali”, nawet jeżeli wszyscy wiedzieli,
że właśnie próbują zmienić swoje życie. Julia stanęła na
palcach próbując zobaczyć nad czym pochylają się ludzie.
Tłum zebrał się
tuż przy samej wodzie, policja właśnie próbowała go rozgonić i
zawiesić taśmy. Kilka osób, podobnie jak Julia próbowało
spojrzeć w dół, szybko jednak odwracali wzrok i odchodzili
zasłaniając usta dłonią.
Na brzegu, w
miejscu w którym delikatne fale powodowane lekkim wiatrem rozbijają
się o brzeg, Julia zobaczyła ciało dziewczyny. Jej twarz zastygła
w spokojnym wyrazie. Wyglądała jakby w czasie snu jezioro wyrzuciło
ją na brzeg. Jej stopy ciągle obmywały malutkie fale. Tylko skóra
miała niezdrowy bladozielony odcień.
Julia szybko
odwróciła wzrok od martwej dziewczyny. Wiedziała jednak, że ten
widok na długo zostanie w jej pamięci. Jej umysł rejestrował
najmniejsze nawet szczegóły, chociaż w ogóle tego nie chciała.
Dziewczyna była ubrana w krótką sukienkę w drobne kwiatki, na
nadgarstku połyskiwała bransoletka z zawieszką, połówką jabłka.
Kiedy Julia
próbowała z powrotem przedostać się przez tłum, jej uszu doszedł
cichy szept jednego z policjantów.
-To niemożliwe.
Trzeba powiedzieć o tym komendantowi. Jestem pewien, że ktoś jej
pomógł.
Długo nie mogła
sobie znaleźć miejsca. W całym ośrodku czuło się ciężką,
smutną atmosferę. Na parkingu przybywało policyjnych samochodów,
kilka rodzin wyjeżdżało. Julia miała wrażenie, że w każdej
napotkanej osobie widzi emocje związane z topielicą. Turyści
wyjeżdżali, bo bali się tego miejsca. Ona chyba również. Ciągle
miała przed oczami jej siną twarz i bladą szyję. Czuła, że
potrzebuje uciec z tego miejsca.
Polna ścieżka
nad brzegiem prowadziła do miejsca w którym do Bachotka wpada rzeka
Skarlanka. Julia doszła tam w kilka minut. Nie zatrzymała się
jednak ani tu, ani przy pomniku pomordowanych żołnierzy. Szła
szybkim krokiem, aż obeszła prawie całe jezioro. Ciągle nie mogła
uwolnić się od widoku topielicy. Ciągle miała w uszach słowa
policjantów. Znacznie łatwiej bowiem było jej skupiać się na
cudzych problemach. O swoich wolała nie myśleć. Nawet nie
dopuszczała do siebie myśli, co by było, gdyby się wydało.
Następnego dnia
rano już kilka minut po godzinie ósmej stała w krótkiej kolejce
do miejscowego sklepu, w którym tylko wcześnie rano można było
dostać świeże pieczywo. Na miejscu nie było już policjantów, za
to ludzie ciągle rozprawiali o wydarzeniach poprzedniego dnia. Życie
w ośrodku pozornie zaczynało już wracać do normalnego rytmu.
Nagle wszyscy w sklepie przycichli i jakby na zawołanie, wszyscy
odwrócili się w jednym kierunku.
Na schodach przed
wejściem do ośrodka szarpało się trzech mężczyzn. Dwóch
starszych, najwyraźniej nieumundurowanych policjantów. Usiłowali
zapiąć kajdanki na nadgarstkach młodego chłopaka. Na oko mógł
mieć zaledwie dwadzieścia kilka lat.
Julia wybiegła
ze sklepu. Jej spojrzenie na chwilę spotkało się ze spojrzeniem
chłopaka. Zobaczyła w jego oczach strach. Nie była jednak pewna,
czy panika w jej własnym spojrzeniu nie była w tym momencie
większa. Aresztowano Antka? Czyżby to miało jakiś związek z
wczorajszą tragedią? Czyżby policjanci mięli racje i dziewczynie
ktoś pomógł? Dlaczego jednak Antek? Przecież on nie mógł. Julia
wiedziała, że nie mógł wtedy być z tą dziewczyną. Była tego
pewna. Podobnie jak tego, że nikt inny nie może się o tym
dowiedzieć.
Szybko wróciła
do swojej kwatery i od razu przejrzała wszystkie znalezione portale
informacyjne. W tych ogólnokrajowych nie natknęła się na żadną
informację o topielicy, jednak te brodnickie od wczoraj nie pisały
o niczym innym. Już kilkanaście minut po tym, jak aresztowano
Antka, na jednej ze stron pojawiła się informacja o domniemanym
młodocianym zabójcy. Autor tekstu musiał stacjonować w ośrodku.
W artykule tłumaczył, że policja odnalazła na ciele ofiary
wyraźne ślady duszenia. Nie ma jeszcze wyników sekcji zwłok,
wiadomo jednak, że piętnastoletniej Klarze Sokołowskiej ktoś
pomógł. Śledztwo wykazało, że młody turysta, Antoni T., jak
podaje autor tekstu, powołując się na własne źródła, w
przeddzień morderstwa, miał umówić się z ofiarą. Nie ma on
również żadnego alibi na noc, kiedy zabito. Co więcej, dość
mętnie tłumaczył swoją relację z ofiarą.
Julia z
przerażeniem patrzyła na tekst, który właśnie przeczytała. Nie
wierzyła własnym oczom. Czy to możliwe, żeby Antek umawiał się
z tą Klarą? Dlaczego? Dlaczego nic o tym nie wiedziała? Jak przez
mgłę przypominała sobie Klarę. Ot, nastolatka. Julia pamiętała,
że dziewczyna zawsze chodziła sama, nigdy nie plażowała.
Najczęściej siadywała na pomoście, ze słuchawkami w uszach, z
których nawet z odległości słychać było dudniącą muzykę.
Ubrana, jak na zbuntowaną nastolatkę przystało, w czarne
bezkształtne koszulki z nazwami metalowych zespołów. Nigdy też
nie zdejmowała ciężkich, czarnych butów. Julia nie skojarzyła
jej z ofiarą, dlatego że ciało, które widziała na brzegu
wyglądało zgoła...inaczej. Dziewczyna miała wtedy na sobie krótką
sukienkę w drobne kwiaty. Wyglądała jakby...wybierała się na
randkę. Czyżby z Antkiem? To przecież było niemożliwe. Poza tym,
była od niego znacznie młodsza.
-Zupełnie jak on od
ciebie- głośno pomyślała Julia.
Długo nie mogła
sobie znaleźć miejsca. Zastanawiała się nad tym, co powinna
zrobić, z tym, o czym najwyraźniej wiedziała tylko ona i Antek.
Bała się powiedzieć prawdę, bała się konsekwencji. Chłopak
przyjechał tutaj z rodzicami na wakacje. Co powiedzą, kiedy
dowiedzą się, że spotykał się z kobietą o dziesięć lat od
niego starszą? Antek był jednak podejrzany o morderstwo. Zbrodnię,
której z pewnością nie popełnił.
Julia zaczynała
popadać w paranoję. Ciągle myślała o tym, czy powinna zgłosić
się na policję i wytłumaczyć im, że Antek jest niewinny. W tym
samym czasie myślała jednak o mordercy. Czuła, że on musi być
gdzieś w ośrodku. Bezwzględny człowiek, który zabił niewinną
dziewczynę, żyje na wolności, gdzieś tutaj obok. Zaglądała
ludziom głęboko w oczy, jakby próbowała znaleźć w nich chociaż
cień prawdy. W każdym widziała mordercę.
Minął tydzień
i nadszedł dzień powrotu do domu. Julia dawno zapomniała o tym,
jaki był pierwotny cel jej przyjazdu. Miała wypocząć, a czuła
się jeszcze gorzej, niż wcześniej. Udało jej się spakować i
przenieść wszystkie rzeczy do samochodu. Została już ostatnia
walizka. Ta wyjątkowo nie chciała z nią współpracować. Z
niemocą rozłożyła nad nią ręce, kiedy po raz kolejny zacięły
się kółka, i walizka utknęła w piasku. Była w takim stanie, że
nie potrafiła sobie z tym sama poradzić. Podeszła do najbliższego
domku. Zapukała dwa razy.
-Proszę!-
odpowiedział męski głos z wnętrza budynku.
Julia weszła do
środka. Jej oczom ukazał się domek, bardzo podobny do tego, który
sama do tej pory zajmowała. Przy stole siedział mężczyzna.
Widziała go wcześniej w towarzystwie młodej żony i małego
chłopca. Uśmiechnął się do niej znad zapisanej kartki papieru.
-Przepraszam, że
przeszkadzam, ale nie mogę poradzić sobie z walizką. Utknęła w
piasku.
-Proszę proszę!
Niby takie samodzielne, a bez faceta nie potraficie sobie poradzić
nawet z głupią walizką!- rubasznie zaśmiał się mężczyzna.-
Już idę, znajdę tylko buty. Dzieciak wszystko przede mną chowa.
Julia w jednej
chwili pożałowała, że tutaj weszła. Nie lubiła takich typów.
Mężczyzna wyszedł do drugiego pomieszczenia. Nagle wzrok Juli padł
na zapisaną kartkę papieru. Tuż obok leżała damska bransoletka.
Z metalową zawieszką w kształcie jabłka. Pochyliła się nad
tekstem. Zdążyła przeczytać tylko przeczytać „Mój plan był
idealny...” i nagle, w jednej chwili usłyszała głuche uderzenie,
poczuła przeszywający ból głowy i...upadła z łoskotem na
drewnianą podłogę.
Obudziła się w
szpitalu. Nie wiedziała, jak się tam znalazła. Przy jej łóżku
siedział policjant.
-Pani Julio! W
końcu! Wiem, że nie powinienem, zaraz pewnie zjawi się tutaj
lekarz, ale chciałem pani podziękować. Pomogła pani w schwytaniu
mordercy. Chciałem tylko potwierdzić pani zeznania.
-Jakie zeznania?
Przecież ja...nie składałam żadnych zeznać.
-Kiedy obsługa
ośrodka znalazła panią nieprzytomną, na chwilę się pani
ocknęła. Bełkotała pani coś o mordercy, o tym, że to on i
powtarzała imię Klara. Kierownik poskładał wszystkie informacje i
od razu nas powiadomił.
Julia odetchnęła
z ulgą. Chociaż ból z tyłu głowy ciągle pulsował, teraz
przeszkadzał jej jednak znacznie mniej. W drzwiach zamiast lekarza
stał uśmiechnięty Antek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz