czwartek, 1 czerwca 2017

Powtórka- Marcel Woźniak

     Marcela możecie pamiętać z biografii Leopolda Tyrmanda, o której tutaj. Liczyłam wtedy na początek pięknej drogi literackiej. Marcel nie kazał czytelnikowi długo czekać. 14 czerwca będzie miała premierę "Powtórka". Tym razem powieściowy debiut.
    Toruń, rok 2016. Leon Brodzki, detektyw, właśnie przeszedł na emeryturę. Przypadkowy człowiek odnajduje w zniczomacie odcięty palec. Policja wpada na trop zbrodni, znajduje ciało młodej dziewczyny. Zbrodnia do złudzenia przypomina tę, od której swoją karierę zaczął Brodzki. W Toruniu zaczyna być naprawdę niebezpiecznie. Policja coraz mniej panuje nad sytuacją, prasa huczy. Cofnięty z emerytury Brodzki staje przed zadaniem znacznie trudniejszym niż przed laty. Morderca nie zawaha się bowiem przed niczym. Czy Leonowi uda się rozwiązać zagadkę? Czy skazani przed laty naprawdę byli winni, czy tak uważał wyłącznie ojciec Brodzkiego? Kto zabił, albo co ważniejsze, kto w tej grze tak naprawdę jest zły, a kto dobry?
    Podobno jeżeli na pierwszej stronie kryminału pojawi się broń, to na ostatniej, choćby nie wiem co, ta broń musi wystrzelić. Tutaj strzeli nie raz. Akcja nabiera tempa od pierwszej strony i...w zasadzie wcale nie zwalnia do ostatniego zdania. Wciąga.
   "Powtórka" jest bardzo surrealistyczna. Nie oznacza to bynajmniej smoków i księżniczek. Raczej bardzo płynną granicę pomiędzy tym co prawdziwe, a złudne. Leon ulega iluzjom, w które czytelnik zostaje wprowadzony do tego stopnia, że trudno mu je oddzielić od faktów. Co więcej, akcja powieści przenika do rzeczywistości czytelnika. Pojawia się auto autora. I sam autor, wprowadzony w bardzo ironiczny sposób.  W książce znajdziecie numer telefonu. Numer spod którego ktoś dzwoni do Brodzkiego istnieje naprawdę. Spróbujcie pod niego zadzwonić.
      Toruń w "Powtórce" to niby to samo miasto, w którym mieszkam od lat jednak...Dzisiaj, po przeczytaniu niemal całej książki przeszłam Starówką. Widziałam to co zwykle. Ratusz, areszt, pana- żywą reklamę z długimi wąsami, skrzypka...Brakowało Brodzkiego. I Heraklita.  Tutaj znana mieszkańcom Torunia codzienność miesza się z fikcją do tego stopnia, że niemal widzi się ją przed sobą.
   Historia Brodzkiego to jednak nie tylko poszukiwanie sprawcy. Brodzki idzie przez życie w pojedynkę. Na własną rękę szuka mordercy, sam wpada w kłopoty, nie zawsze wie, w którą stronę pójść. Jakaś część detektywa tęskni za bliskością byłej żony i córki. W bardzo realny sposób. Nie wiem, czy Brodzkiego da się lubić, z pewnością natomiast da się go zrozumieć.
   Męski, świetnie napisany kryminał. Taki, po którym czytelnik zostaje z czytelniczym kacem. Każde słowo ma tu znaczenie. Naprawdę każde. Kiedy zagadka w końcu zostanie rozwiązana, nie będziecie w stanie uwierzyć, że wcześniej nie zwróciliście uwagi na broń z pierwszej strony.
   Podobno Marcel Woźniak nie czyta kryminałów. Gdybym miała mu jakiś polecić...byłby to z pewnością ten. Historia wypluła mnie przy zakończeniu i na pewno tego tak nie zostawię. Czekam na więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz