niedziela, 19 października 2014

"Francuski szyk-zostań własną stylistką"-Isabelle Thomas, Frederique Veysset

 Konsumencka rzeczywistość już dawno wmówiła nam, że "zakupy są lekiem na całe zło", że "każda kobieta ma w sobie zakupoholiczkę", że garderobę trzeba zmieniać co sezon. Nikt tego już nie kwestionuje, poddałyśmy się temu. Nie sięgamy jednak po literaturę na temat mody, omijamy ją szerokim łukiem, zostawiając tego typu książki modowym blogerkom, a powinnyśmy czasami zerknąć do pozycji takich jak "Francuski szyk!". Obiecuję, że będziecie ją przeglądać ze szczerym uśmiechem na ustach, a porady w niej zawarte z pewnością zostaną w Waszej głowie i znajdą odzwierciedlenie w Waszej szafie.
  "Francuski szyk!" to przede wszystkim zbiór wywiadów, dobrze, z humorem zapisanych rad, jak uszlachetnić swoją garderobę, gaf, których powinnyśmy unikać. Wszystko okraszone naprawdę pięknymi, kolorowymi zdjęciami pięknych, oryginalnie ubranych Francuzek. Książka próbuje też odpowiedzieć na pytanie które zadaje sobie każda kobieta, która chociaż raz odwiedziła Francję. Jak one to robią, że zawsze wyglądają pięknie? Nawet bez makijażu, z gromadką dzieci, z psem na bardzo wczesnym spacerze, dlaczego zawsze wyglądają, jakby ich strój był wymyślany godzinami?
  Schemat zapełniania szafy współczesnej Polki jest dość prosty. Idziemy do galerii, wybieramy jedną z sieciówek i kupujemy to co zobaczyłyśmy w plotkarskiej gazecie na celebrytce, albo dokładnie to, co podają nam na tacy (manekinie) sprzedawcy. Nie zastanawiamy się nad jakością, wszyscy przecież wiemy, że ubrania z sieciówek takowej nie posiadają w najmniejszym stopniu. Mimo to nie żałujemy na nie pieniędzy, bo za kilka miesięcy, kiedy torba zacznie się przecierać, obcas w butach zupełnie się zetrze, dżinsy się spiorą, wtedy właśnie nadejdzie nowy sezon i całą garderobę przyjdzie nam wymienić na nową. Autorki "Francuskiego szyku!" przekonują, że żeby dorównać stylem Francuzkom powinnyśmy omijać sieciówki szerokim łukiem. Skupić się natomiast na drogich ciuchach francuskich projektantów...Te momenty książki należy potraktować lekko z przymrużeniem oka, nie ciskać jej od razu w kąt. Większości z nas nie stać na torebkę za jedną pensję. Autorki pozostawiają jednak inną alternatywę. Second handy. Nie należy się też zrażać przy obcobrzmiących francuskich nazwiskach, które niczego nam nie mówią. Od czego mamy internet!
  "Francuski szyk!" pochłania się z apetytem jak znakomitą kremówkę. W jeden wieczór. Gwarantuję jednak, że zajrzycie do niej ponownie. W chwili, kiedy z szafy spoglądają na nas tylko bure, bezkształtne swetry i powyciągane getry. Zadziała jak lek na skołataną modowo duszę, jak surowa nauczycielka, która w mgnieniu oka wybije z głowy żółte rajstopy do czerwonych szortów. Uspokoi przed wielkim wyjściem i pokaże, jak udoskonalić małą czarną.

3 komentarze:

  1. Oj, mocno mnie zaciekawiłaś! Co prawda, nie mam skłonności do ubierania żółtych rajstop do czerwonych szortów, ale ciekawa jestem czy znalazlabym tam odpowiedź jak bardziej przekonać się do spódnic i sukienek. Spodnie to taka wygodna alternatywa... ;):)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta książka bardzo mi przypomina "Lekcje Madame Chic", które czytałam podczas wakacji, I muszę przyznać, że zawiera świetne rady, by zawsze wyglądać świeżo, bez straty czasu ;-)

    OdpowiedzUsuń