niedziela, 14 września 2014

o strachu przed jesienią

  
Wychodził na spacer codziennie rano jeszcze przed szóstą. Pies, którego przygarnął ze schroniska nie lubił towarzystwa obcych ludzi, a przy wszystkich jorkach i jamnikach stawał się niesamowicie agresywny. Dlatego przyzwyczaił się do wczesnego wstawania i spacerów przed czasem, w którym na trawniku robiło się ciaśniej niż w tramwaju, kiedy to wszystkie paniusie wyprowadzały swoje słodkie zwierzątka.
   Pogoda tego lata była wyjątkowo łaskawa. Mimo połowy września, w południe słońce rozgrzewało tak bardzo, że trudno było wyobrazić sobie, jak niewiele czasu pozostało do jesieni. Drzewa mimo, że koronami coraz bardziej przybliżały się do ziemi, ciągle jeszcze były zielone. Tylko wcześnie rano, kiedy słońce musiało pokonywać przeszkody postawione na jego drodze przez człowieka, sznurki samochodów na parkingu, wysokie siatki płotów i niezliczone wieżowce, musiał szczelniej owijać się wełnianym swetrem, a pies bez przekonania przechodził przez chłodną od rosy trawę.
   Niedziele były zupełnie wyjątkowe. Ulice pustoszały prawie do południa. Zza budynków nie wyjeżdżały rowery wiozące swoich właścicieli do pracy i w ogóle wszystko jakby na chwilę się zatrzymywało, łapało oddech. Nawet jego zazwyczaj skory do spacerów chart, w niedziele z ociąganiem podnosił się ze swojego legowiska.
  Wybrali trasę inną niż zwykle, pies poprowadził go w zupełnie innym kierunku. Obydwaj ze smutkiem zauważyli, że z wielkiego dębu spadają już pierwsze, zupełnie żółte liście i pogniecione na mokrej trawie w zupełności nie przywodzą na myśl słynnej polskiej jesieni. Pies spuszczony ze smyczy biegł daleko przed nim. Jesienny mimo wszystko wiatr, pozwolił mu podpalić papierosa dopiero trzecią zapałką. Zaciągnął się głęboko, spojrzał wysoko w górę. Niebo nad nim było nieprzyzwoicie błękitne, zupełnie letnie. Gdyby mógł na chwilę zapomnieć w jakim miejscu się znajduje, że tak naprawdę stoi na skwerze pod własnym blokiem, poczułby słony wiatr Bałtyku i przyjemny zapach chłodnej wody. Kiedy jednak opuścił głowę, zobaczył przed sobą brudną, wysmarowaną przez graficiarzy ścianę. Pies biegł gdzieś daleko przed nim, z nosem przy samej ziemi, wyraźnie czegoś szukał. Powoli ruszył w jego kierunku.
  Zupełnie nie dziwił go fakt, że podczas prawie godzinnego spaceru nie spotkał ani jednego człowieka. Zaskoczył go natomiast dziwny dźwięk dochodzący gdzieś z oddali, z miejsca, do którego wyraźnie prowadził go pies. Ta część osiedla była mu prawie obca, rzadko wybierał się na spacery w tym kierunku. Okolica była idealna na wyjście z psem, albo wózeczkiem, czego właśnie się obawiał. Drzewa rosły tutaj znacznie bardziej gęsto, co sto metrów stała wysoka, murowana ławka, która w zamyśle miała być pewnie romantycznym miejscem spotkań kochanków, szybko jednak stała się doskonałym łóżkiem dla okolicznych kloszardów. Chart biegał zadowolony od jednej z takich ław do swojego właściciela, wyraźnie rozkazując mu iść w tym kierunku. W kierunku, z którego dobiegał dziwny dźwięk. Dźwięk, który im był bliżej, tym bardziej przypominał mu ciche chlipanie. Coś pomiędzy kocim kwileniem, a zawodzeniem zrozpaczonej kobiety.
  Za jedną z wysokich, murowanych ławek schowała się rudowłosa kobieta. Podszedł do niej, poczęstował papierosem, okrył własnym swetrem. Nie wiedział, czy jej ciało drży z zimna, czy wstrząsa nim spazmatyczne łkanie. Czekał, pozwolił jej się uspokoić. W końcu podniósł ją z mokrej ziemi i ku uciesze psa, złapał mocno i zaprowadził do swojego domu. Bez słowa. Dopiero dużo później, kiedy uspokojona ogrzewała dłonie na ogromnym kubku mocnej herbaty, przyznała mu, że płakała nad zbliżającą się jesienią. Chaotycznie opowiadała, że jesień nigdy nie wróży niczego dobrego, że jesienią zawsze jest sama, że jesień jest smutna i tak bardzo się jej boi. Obiecał, że się nią zaopiekuje. Tej jesieni, następnej i następnej...

2 komentarze:

  1. Pięknie napisane :)
    Sama też boję się nadchodzącej jesieni. Najbardziej jednak obawiam się zimy.Koniec z ciepłymi letnimi porankami, smaczną kawą o 6 rano na balkonie, kąpieli w jeziorze tuż po wstaniu słońca, zapachu lasu. Jedno mnie pociesza - fakt, że za kilka miesięcy wiosna przywita na nowo i znowu będę mogła cieszyć się tymi drobnymi rzeczami :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie trzeba bać się jesieni. To też piękna pora roku, może trochę nostalgiczna ale jest w niej coś pociągającego. Lubię poranną jesienną mgłę, wtedy czuję się tak tajemniczo. Również spacery jesienią są o wiele bardziej kolorowe. Uwielbiam to, że właśnie w tej porze roku mogę się ubrać warstwo , owijać się ciepłymi swetrami i pięknymi szalami, jednak nie odczuwam takiego skrępowania jak przy ubiorze zimowym. Nie rozpaczaj, każda pora roku ma w sobie coś pięknego.

    OdpowiedzUsuń