niedziela, 12 maja 2013

o błękitnej koszuli


   Spieszyłam się na tramwaj. Zawsze spieszę się na tramwaj, bo zawsze się na niego spóźniam. Przed wyjściem z domu nigdy nie sprawdzam, o której jedzie odpowiedni i zawsze udaje mi się perfidnie spóźnić. Perfidnie, bo widzę jak odjeżdża i wiem, że właśnie odjechało dziesięć minut mojego czasu, tramwaje w Toruniu jeżdżą chyba co dziesięć minut. Manewrowałam między ludźmi, którzy jak na złość zupełnie się nie spieszyli, uważając żeby nikogo nie uderzyć torbą z jednej ręki i nie przypalić papierosem z drugiej. Słońce świeciło znacznie bardziej niż powinno, prawie parząc moje plecy pod skórzaną kurtką, nowe buty obcierały pięty. Marszczyłam nos na złośliwą rzeczywistość, za to, że drwi z mojego pośpiechu. 

   Wyszedł z jakiegoś budynku, nie patrzyłam w tę stronę, prawie zderzyłam się z jego plecami. Zawiesiłam wzrok tuż nad kołnierzykiem jego koszuli. Była błękitna. Błękitna, w białe pionowe, bardzo wąskie prążki. Rozpięta, luźno tańczyła w rytm kroków jej właściciela. On mimo bardzo wczesnej wiosny miał opaloną szyję i krótko ścięte włosy. Zupełnie zapomniałam o tym, że się spieszę, że droczę się ze światem. Ta koszula...przecież ją pamiętam, tak doskonale ją pamiętam.
   Był chyba początek sierpnia. Mięliśmy tylko iść na spacer, krótki spacer gdzieś po osiedlu. Nie wiem, czy to ciepła noc, czy piaszczysta droga, moja taka wtedy młodziutka nieśmiałość, czy jego dojrzała pewność siebie, zaprowadziły nas w zupełnie nieznane mi dotąd miejsce. Po środku, jak mi się wtedy wydawało ogromnego, pola kukurydzy stały w rzędzie trzy drzewa, sosny, wierzby...nie pamiętam. Siedzieliśmy tam, w zupełnej ciszy. On milczał, a jak tak bardzo chciałam rozmawiać. Nie widziałam ani bezchmurnego nieba, ani drzew, ani wysokiej kukurydzy, ani nawet tego, że doszliśmy do miejsca, w którym na horyzoncie nie ma najmniejszego śladu cywilizacji. Nie wiem, co zaplanował, dlaczego mnie tam przyprowadził, nie pamiętam nawet o czym rozmawialiśmy, czy się uśmiechał. Kilka telefonów mojej mamy zburzyło cały nastrój. Prowadził mnie przed sobą przez pole wysokiej kukurydzy. Potykałam się co chwilę, zupełnie niechcący, za każdym razem wpadając na jego ciepłe ciało, między jego rozpiętą błękitną koszulę. Łapał mnie stanowczo, odwracał moją twarz w swoją stronę. Przysuwał się z szelmowskim uśmiechem, a ja uciekałam niewinnie onieśmielona. Wracaliśmy inną drogą. Kiedy doszliśmy do asfaltu, zrobiło mi się strasznie zimno. Naturalnie, rycerz oddał mi jedyną rzecz, jaką miał na sobie. Został w białej koszulce, którą prawie świecił w zupełnie ciemną noc. Zupełnie utonęłam w błękitnym materiale koszuli z maleńką dziurką na lewym rękawie. Straszył mnie czarnymi palami wielkich drzew. Słabo widzę w ciemności, wydawało mi się, że za chwilę wyskoczy na nas coś bliżej niezidentyfikowanego. Strasznie go to bawiło. Za każdym razem, kiedy odwracał ode mnie twarz, głęboko wciągałam zapach z kołnierzyka jego koszuli. Był słodki, świeży, pachniał bezpieczeństwem. Pod domem oddałam mu koszulę obrażona, że nie pocałował mnie na pożegnanie. W nocy długo nie mogłam zasnąć. Wędrowałam z nosem blisko swojej skóry, szukając chociaż odrobiny słodkiego zapachu.
   Odpływając we wspomnienie tamtej sierpniowej nocy zupełnie zapomniałam, w którą stronę miałam pójść. Dawno minęłam przystanek tramwajowy. Cały czas szłam za tym mężczyzną, który najwyraźniej zupełnie nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności. W odpowiednim momencie minęłam go, powoli, pewna, że właśnie spotkałam najbardziej naiwne ze wszystkich moich zauroczeń. Obcy mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony, kiedy prawie się przed nim zatrzymałam. To tylko wspomnienie. Na lewym rękawie błękitnej koszuli nie było żadnej dziurki. To tylko wspomnienie. 


PS. To niesamowite. Na chwilę stąd znikam, a kiedy wracam, znajduję setki nowych wyświetleń i kilka miłych słów. Dziękuję ;-) Pragnę jednak zdementować plotkę. Żadna książka. To tylko krótkie zapiski z codzienności, bez fabuły. Aż tyle nie potrafię.



12 komentarzy:

  1. :) wciągasz, ćwicz, ćwicz, w końcu napiszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. naprawdę śliczne

    OdpowiedzUsuń
  3. Przez chwilę zdawało mi się, że jestem tam z Tobą...w ten upalny poranek. I czekałam, by nieznajomy okazał się tym dawnym znajomym. Piękne wspomnienie. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. e tam. ja jednak poczekam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Toruń?! też jestem z Torunia! i za każdym razem spotyka mnie ta sama sytuacja z tramwajami! jednak od jakiegoś czasu tramwaj został zastąpiony autobusem, więc mam tą samą sytuację, tyle, że z autobusem!

    OdpowiedzUsuń
  6. dziewczyno masz talent. siedze juz z nosem przy samym ekranie i wyobrazam sobie ta sytuacje. niesamowite

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakbym o sobie czytała z tymi tramwajami...

    OdpowiedzUsuń
  8. Doskonale potrafisz zbudować klimat, wspomnieniem, niedopowiedzeniem...
    Przyłączam się do czekających na książkę:)

    OdpowiedzUsuń