czwartek, 18 kwietnia 2013

o obłędzie

  Nie pójdę z nią do lekarza. Nada jej imię, Nadczynnej, Niedoczynnej, Anemicznej, a to przecież jest mój Obłęd. Wszystko już o niej wiem. 
  Jest kobietą. Gdyby była mężczyzną, od czasu do czasu próbowałaby mnie dotknąć, przytulić. A ona nie. Budzi mnie rano płaczem. Płaczemy, bo nie możemy wstać z łóżka. Przekonuje mnie, że wyjście z domu dzisiaj jest niemożliwe, na zewnątrz z nieba zamiast deszczu spadają meteoryty. Symuluje chorobę, wkłada termometr do szklanki z herbatą, zrobi wszystko, dosłownie wszystko, żebyśmy nie mogły nigdzie wyjść. Kiedy udaje się jej mnie przekonać, odpuszcza. Opada miękko na poduszki, głośno wyciera nos, nie pozwala mi wstać nawet umyć twarzy zimną wodą, po prostu każe mi leżeć. Bez kontaktu z otoczeniem, bez słowa, bez muzyki, filmu, książki. Patrz w sufit-mówi. Następnego dnia wszystko jej się zmienia, chowa się gdzieś w szafie, idź dzisiaj beze mnie-mówi. A mi nagle wracają wszystkie siły, mogłabym przenosić góry. Biegam, planuję, działam, wydaje mi się, że wykorzystuję zaledwie malutką część energii, którą w sobie noszę. Ona się w tym czasie wyleży w szafie, budzi się, przeciąga i nagle sobie o mnie przypomina, krzyczy, tęskni i leci do mnie, chyba na skrzydłach. Tak, z pewnością ma wielkie, czarne skrzydła. Wątłe, prawie przezroczyste. Zastaje mnie w połowie planowania, działania, chłodnym oddechem odgarnia włosy z mojej skroni i szepcze, żebyśmy wróciły do domu. Smutno jej tam beze mnie. Strzepuję ją, niechcianą. Widzę, jak spada, prawie rozbija się o podłogę, ale w ostatniej chwili wzlatuje na tych swoich czarnych skrzydłach do góry i krąży mi nad głową. Boisz się-szepcze, boisz. Nie. Ależ tak, boisz się, przecież widzę. Spójrz na nich wszystkich, nie pasujesz tu, spójrz, boisz się ich. Chodź, wróćmy do domu, tam będzie bezpiecznie. Popłaczemy trochę. Muśnie w tym kołującym locie kilka razy moje dłonie i nagle, jak zaczarowane, zaczynają drżeć. Potem drży całe ciało, głos też drży gdzieś w środku, nie mam siły nawet się pożegnać z planami, działaniami. Przysiada znowu na ramieniu, widzisz, mówi, boisz się, chodź do domu. Prowadzi mnie spokojnie, wracamy. Siadamy razem w kuchni na zmywarce, nie włączamy nawet światła. Częstuje mnie papierosem i cicho chlipie. Zaprasza, przyłącz się, mówi, popłaczemy razem. Do rana chociaż, potem schowasz mnie do szafy.

6 komentarzy:

  1. Genialne...!
    i tylko powiedz, jak ja ujarzmić...?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie daj się uwodzić, strącaj z ramon strach

    OdpowiedzUsuń
  3. Żyłam kiedyś z własną, ale nigdy nie umiałam o niej pisać ani nawet myśleć tak pięknie...

    OdpowiedzUsuń
  4. rewelacyjne! chętnie bym przeczytała więcej o Niej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kusisz...rodzisz mi w głowie nowe słowa, spróbuję więcej.

      Usuń
    2. właśnie przyszłam sprawdzić, czy już jest coś nowego. o Niej...

      Usuń